Lata temu wygłosiłam przemówienie inauguracyjne na kapitule na temat „Rada ewangeliczna – ubóstwo”. Ponieważ rady ewangeliczne są istotnym fundamentem naszego życia duchowego, mam nadzieję, że uda mi się dzięki nim dać jednej lub drugiej osobie impuls lub pomoc dla jej własnego życia duchowego:
Wszystkie trzy rady ewangeliczne – a w tym przypadku szczególnie ubóstwo – nie są celem samym w sobie, ale są wyrazem „życia w obfitości”, obiecanego w Nowym Testamencie (J 10, 10). Oznacza to, że powinny one być, jak pisze s. Zoe Marie Isenring w swojej książce „Kobieta w apostolskich wspólnotach zakonnych”, „środkiem do większego, a nie mniejszego człowieczeństwa”.
Dla mnie brzmi to na początku prowokacyjnie i rodzi pewne pytania:
- Ubóstwo materialne jako takie nie jest dla mnie wartością, do której należy dążyć, ale jest niesprawiedliwością, której mamy zaradzić w imieniu Boga. Bóg pragnie pełni dla wszystkich ludzi, a więc także przezwyciężenia ubóstwa. Ponieważ nie możemy zmienić tych niesprawiedliwości siłą – czyli nową niesprawiedliwością – ten aspekt ubóstwa zobowiązuje nas do prostego i niewymagającego sposobu życia, do odpowiedzialnego korzystania z dóbr i staje się obowiązkiem dzielenia się z ludźmi z solidarności, ponieważ brakuje im najbardziej podstawowych środków do życia. Tak rozumiane ubóstwo staje się środkiem do tego, aby wspólnota ludzi była bardziej ludzka – środkiem do tego, aby świat był bardziej sprawiedliwy. Zadajmy sobie pytanie jako jednostki i jako wspólnota: – Jak prosty i bezpretensjonalny jest mój styl życia?
– Czy mój styl życia i życie wspólnoty staje się znakiem, a może przeszkodą?
– Czy jesteśmy osobami, które uroczyście złożyły ślub ubóstwa i teraz żyją całkiem wygodnie, a ludzie na zewnątrz, z drugiej strony, ci, którzy żyją w ubóstwie, rzeczywiście muszą je przeżywać?
2 Ubóstwo zawsze ma związek z wyrzeczeniem. Świadome i wolne wyrzeczenie jest nierozerwalnie związane z ubóstwem. Tam, gdzie brakuje tego aspektu, ślubowanie staje się pustym frazesem, a nasze życie staje się niegodne zaufania. Ale też ubóstwo nie może być sprowadzone jedynie do wyrzeczenia. Zostałyśmy stworzone jako wolne i umiłowane córki Boga i Bóg dał nam rzeczy tego świata, abyśmy z nich korzystały. Możemy z nich korzystać z radością i odpowiedzialnością. Ślub ubóstwa nie zwalnia mnie ani nikogo z nas z odpowiedzialności za własne życie. To nie przełożony jest odpowiedzialny za moje życie, a także nie za to, że tak wielu rzeczy w życiu nie dostałam lub musiałam się bez nich obejść! Jestem stworzona przez Boga w wolności i chciana jako wolna istota ludzka. Także i przede wszystkim jako zakonnica. Tylko wtedy, gdy widzę siebie jako kochaną, chcianą i gdy mogę przyjąć rzeczy tego świata jako dar, jestem w stanie porzucić siebie i wszystko, by dalej dawać i działać bez oczekiwań.
Zapytajmy siebie jako jednostki i jako wspólnota:
– Czy doświadczam siebie jako córki kochanej przez Boga?
– Czy mogę się cieszyć z rzeczy tego świata?
– Czy mogę je potraktować jako prezent, czy muszę mieć wszystko?
-Czy znam różnicę między nienasyconą „chęcią posiadania” a dobrym „pozwoleniem sobie na coś”?
– Czy ja też mogę dać coś innym, być hojnym wobec nich?
– Czy mogę się bez tego obejść, nie stając się zgorzkniałą lub zrzędliwą?
- Ślub ubóstwa ma znaczenie i wartość tylko wtedy, gdy staje się nie tylko zewnętrznym sposobem życia, ale także postawą wewnętrzną. Tylko wtedy, gdy nie przywiązuję swojego serca do rzeczy tego świata, jestem naprawdę wolna, by naśladować Chrystusa. Ale to stawia mnie przed pytaniem: do czego przywiązane jest moje serce? W czym pokładam ufność? Czy naprawdę ufam Bogu, czy też muszę zadbać o siebie? Jest to prawdopodobnie najistotniejszy, ale i najtrudniejszy aspekt ślubu ubóstwa. Tylko ci, którzy są ubodzy w tym sensie, są w każdej chwili wolni na Boże wezwanie i mogą za nim podążać – bez przeszkadzającego bagażu. Nie chodzi tu tylko o rzeczy materialne, ale także np. o pozycję we wspólnocie, w pracy czy w życiu osobistym, na które się pracowało, a które szybko mogą stać się bogactwem. Zadajmy sobie pytanie jako jednostki i jako wspólnota:
– Do czego dąży moje serce?
– Czy ufam Bogu, że mnie prowadzi, czy też boję się Go i Jego wymagań?
– Czy muszę zabezpieczyć swoje życie, a więc mieć lub zatrzymać wszystko?
– Jak bogata lub biedna jestem naprawdę?
– Co mogę, a czego nie chcę porzucić: urząd lub zadanie, które sprawowałam tak długo; klasztor, w którym czuję się tak dobrze; stanowisko, które przyniosło mi tak wielki prestiż…?
Jest jeszcze wiele do powiedzenia na temat ślubu ubóstwa. Powinny one jednak stanowić jedynie mały impuls do refleksji i pomóc nam na nowo i głębiej zrozumieć i przeżywać ślub ubóstwa.
s. Petra Ladig