Pytanie, które zadaje Służebnica Boża Siostra Maria Dulcissima: „co znaczy Boże Narodzenie dla duszy?” i na które sama też odpowiada, zainteresowało mnie na tyle, aby przyjrzeć się, w jaki sposób ona przeżywała Święta Bożego Narodzenia. Interesujące są także miejsca, fakty, osoby i wydarzenia, które miały realny wpływ na kształtowanie się duchowej osobowości kandydatki na ołtarze. Pomocą dla mnie w tym rozważaniu niech stanie się modlitwa psalmami, którą każdego dnia odmawiamy jako osoby konsekrowane. Psalmy nas kształtują, pomagają wzrastać wewnętrznie. Niech modlitwa psalmami wprowadza nas w świętowanie narodzin Jezusa, tak jak czyniła to Siostra Maria Dulcissima. Dowiemy się tym razem o niespodziance świątecznej dla powiększenia radości s.M. Tobii  ze względu na Jezusa. Będzie mowa o uzdrawiającej mocy sakramentu chorych, o jej kontaktach nieziemskich ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus, o przyjaźni, o tęsknocie za niebem, która przez nawroty choroby dawała jej permanentnie o sobie znać.

 

„Stawiam sobie zawsze Pana przed oczy, nie zachwieję się, bo On jest po mojej prawicy. Dlatego się cieszy moje serce, dusza się raduje…”

(Ps 16, 8-9).

 

W 1920 roku w Parafii Świętego Józefa na Zgodzie została utworzona placówka Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Helenka Hoffmann chętnie odwiedzała mieszkające tam siostry, a że była zwinna i zręczna szybko wkomponowała się w życie zakonnej wspólnoty. Dziewczynka starała się zaprzyjaźnić z siostrami, pomagała im, przysłuchiwała się ich rozmowom, podpatrywała życie nowej rodziny zakonnej. Siostry Marianki w Zgodzie prowadziły Hutniczy Ośrodek Zdrowia i przedszkole; pracowały w kościele parafialnym, do którego Helena była przywiązana emocjonalnie. Owszem Helena interesowała się życiem zakonnym, sporo czasu poświęcała na pomoc siostrom w ich zadaniach, jednak wszystko co robiła, starała się wykonywać na chwałę Bożą. Od dawna pomagała w parafii, ponieważ czuła się zobowiązana do niesienia pomocy –  także kapłanom. Możemy sobie wyobrazić jej żywe zaangażowanie w wystrój kościoła parafialnego tuż przed świętami Bożego Narodzenia oraz jak bardzo starała się sprostać oczekiwaniom rodziców. Jej czysta dusza i ufna wiara budziły podziw u wielu osób, które ją znały. Helenka miała dobre serce i szalone pomysły. Zdarzyło się, że na święta Bożego Narodzenia w 1920 roku chciała sprawić radość przedszkolance, s.M. Tobii Kujeth SMI. W tajemnicy przed siostrami, razem z koleżanką poprosiła matki, które przyprowadzały swoje pociechy do przedszkola, aby pomogły jej przygotować prezent – niespodziankę dla siostry. Kobiety zareagowały pozytywnie na ten pomysł i dziewczynki zebrały pieniądze, za które kupiły dla Siostry pantofle. Zaniosły prezent s.M. Tobii z ogromną satysfakcją i radością w sercu, co pewnie wywołało uśmiech także w obdarowanej. Helena żyła w obecności Bożej, stawiała sobie Pana przed oczy, a intencją jej serca było sprawianie radości Jezusowi. Ta dziewczęca, czysta dusza dziecka niewątpliwie przyciągała uwagę Ojca Niebieskiego.

 

„A moja dusza będzie radować się w Panu, będzie się weselić z Jego ratunku” (Ps 35, 9).

 

Pierwsze symptomy poważnej choroby u kandydatki Heleny Hoffmann pojawiły się już w wieczór Wigilijny 1928 roku. Była wtedy w domu zakonnym w Henrykowie, gdzie została skierowana ze względu na złe samopoczucie. S. M. Honorata Mazur SMI, asystentka generalna w swych zapiskach wspomina, że kandydatka Helena źle znosiła klimat dużego miasta, dlatego też skierowano ją na wieś. Tam zdrowsze powietrze, wypoczynek i pomoc siostrom w pracach domowych miały jej pomóc w odzyskaniu równowagi duchowo-fizycznej. 3 stycznia 1929 roku poważnie rozchorowała się, a lekarz Krischker z Henrykowa rozpoznał u swej pacjentki zapalenie mózgu. Helena straciła przytomność, potem na krótko następnego dnia ją odzyskała. Sytuacja jej stanu zdrowia jawiła się bardzo poważnie i lekarz nie dawał jej szans na wyzdrowienie, dlatego też zawiadomiono mamę – Albinę Hoffmann, która wkrótce przyjechała do córki. Matka płakała, widząc stan swojego dziecka. Pani Albina była wdzięczna siostrom za okazaną opiekę nad Heleną, polegającą na czuwaniu przy niej dzień w nocy. Albina Hoffmann w nocy z 5 na 6 stycznia była świadkiem rozmowy córki Heleny z św. Teresą od Dzieciątka Jezus. Przywołała siostry, aby one również mogły być świadkami niezwykłego spotkania tych dwóch pokrewnych dusz. Co ciekawe, Helena w ciągu dnia nie mogła nic mówić, a porozumiewała się z otoczeniem jedynie przy pomocy tabliczki i ołówka, dlatego na matce bardzo mocne wrażenie wywarło wołanie Heleny: „ Te…, Te…, Teresko, Ty przychodzisz!” W czasie tej ogromnej niedyspozycji Helena otrzymała sakrament namaszczenia chorych. Niebezpieczeństwo śmierci minęło, a ona w swej niemocy doświadczyła duchowego umocnienia. W następnych dniach poczuła się na tyle dobrze, że mama mogła wrócić z Henrykowa do Zgody.

 

„… moja dusza będzie żyła dla Niego…” (Ps 22. 30).

 

Podobna sytuacja miała miejsce w Boże Narodzenie 1932 roku w Zgodzie. Po pasterce w kościele pw. św. Józefa, Helena Hoffmann ponownie rozchorowała się, a jej stan na tyle się pogorszył, że 30 grudnia 1932 roku miejscowy wikariusz, ks. Ignacy Rembowski udzielił jej sakramentu chorych. Poprosił ją o ostatnie życzenie. W odpowiedzi usłyszał: „Gdybym mogła jeszcze raz odmówić to, co odmawiałam z Siostrą Marią Lazarią”. Ks. Rembowski powiadomił o chorobie i życzeniu „Oblubienicy Krzyża” Marianki z Domu Macierzystego. W odpowiedzi na ten telegram od razu do Zgody przybyła s.M. Lazaria, która zastała ją niemal umierającą. Przy spotkaniu obie Siostry cieszyły się, że mogły modlić się razem. Siostrze Dulcissimie doskwierał ogromny ból głowy i dyskomfort w postaci ciągłych wymiotów. Wtedy też poprosiła Pana Jezusa o śmierć. Ten stan trwał do 5 stycznia 1933 roku. W uroczystość Objawienia Pańskiego opowiedziała s.M. o zdarzeniu: „Widziałam Dziecię Jezus bardzo piękne, w długim ubraniu, aż do ziemi, o kręconych włosach, idące do mnie ze światłem w ręku: przeciskało się przez wielu ludzi w kaplicy do mojej celi i powiedziało: »Światłem powinnaś być«. Gdy cieszyłam się pięknym Dzieckiem i chciałam przynieść Mu zrobiony lampion, odeszło”. Co ciekawe, to od tego dnia zaczął się powoli poprawiać stan zdrowia „Oblubienicy Krzyża”. Źle się czuła nadal, ale zgodnie ze wskazaniami św. Teresy od Dzieciatka Jezus (którą słyszała i widziała we śnie) przygotowywała się na podróż z Wrocławia do Brzezia nad Odrą.

 

„… jak dziecko na łonie swej matki, jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza. Izraelu, złóż nadzieję w Panu, teraz i na wieki” (Ps 131, 2a-3).

 

Święta Bożego Narodzenia w roku 1934 były dla s.M. Dulcissimy czasem łaski i swoistych rozważań nad pokorą i miłością Dzieciątka Jezus. Służebnica Boża stawała przed Bogiem na modlitwie jak dziecko i płakała. Zdarzało się, że była smutna, ponieważ widziała, że Dziecię Jezus jest opuszczone. Bolała nad tym, że maleńki Jezus „przychodzi zbawić świat, bo na nim ciągle tak wiele jeszcze zła” (kolęda). Cierpiała z powodu tego, że nie znajduje On miejsca wśród ludzi. Cierpiała ponadto, gdyż także we wspólnocie zakonnej zauważyła brak prostoty i ducha dziecięctwa.

 

„Wyciągam ręce do Ciebie; moja dusza pragnie Ciebie jak zeschła ziemia” (Ps 143, 6).

 

Uroczystość Bożego Narodzenia w 1935 roku stała się dla s.M. Dulcissimy czasem zjednoczenia z Bogiem. Bardzo cierpiała. Jej duchowy przewodnik, ojciec Józef Schweter CSsR, zauważył: „Stając się całkowicie dzieckiem, [„Oblubienica Boża”] mogła przyjąć łaski Bożego Narodzenia w najbogatszym wymiarze, chociaż zewnętrznie były zanurzone w gorzkiej czarze. Serce Siostry [Marii] Dulcissimy, otrzymało teraz mistyczną ranę”.

 

„Jesteś moim Bogiem, chcę Ci dziękować, Boże mój, chcę Ciebie wywyższać. Wysławiajcie Pana, bo dobry; bo łaska Jego na wieki” (Ps 118, 28-29).

 

Na zdjęciu widzimy figurę Dzieciątka Jezus, która należała do „Oblubienicy Krzyża”. Prawdopodobnie ta figurka miała swoje miejsce w pokoju Służebnicy Bożej, a dziś stanowi cenną pamiątkę umieszczoną w Izbie Pamięci w klasztorze w Brzeziu nad Odrą. Warto także dziś w czasie świętowania Bożego Narodzenia, spojrzeć z miłością na Dzieciatko Jezus i dać głos modlitwie serca siostry Dulcissimy, i poprosić:

 

Dziecię Jezus, daj niewiele, daj tylko jedno, co może uszczęśliwić nasze serce, nie dawaj bogactw, które nie pozostaną, nie dawaj blasku, który rozpływa się, daj tylko jedno, Twoją miłość, o Ty słodkie, ujmujące Dziecko!

 

Co znaczy Boże Narodzenie dla Twojej duszy? Boże Narodzenie znaczy: przybycie, ponowne narodzenie Jezusa Chrystusa w naszej duszy. Również Twoje serce powinno być już przyozdobione łaskami Komunii świętej, ponieważ do Ciebie też zapuka i poprosi o przyjęcie. Co chcemy Mu podarować?

 

S.M. Małgorzata Cur SMI