mar 9, 2021 | AKTUALNOŚCI
Od listopada 2006 roku pracuję jako wolontariuszka w duszpasterstwie w naszym domu spokojnej starości: odwiedzam mieszkańców, modlę się z nimi, także z osobami innych wyznań, towarzyszę im w umieraniu i w ostatniej drodze życia, co jest ważne także dla ich bliskich. Jeśli otrzymamy termin pogrzebu i życzą sobie tego bliscy, uczestniczymy w nabożeństwie żałobnym. Są też samotni mieszkańcy, którzy mają tylko jednego opiekuna i żadnych krewnych lub z którymi krewni nie mają kontaktu. Przy takich okazjach często stoję sama przy grobie z przedsiębiorcą pogrzebowym i mogę oddać zmarłemu ostatni hołd modlitwą.
Na początku mojej pracy miałam inne możliwości: mogłam więcej przebywać z mieszkańcami, śpiewać im, czytać i zabierać do ogrodu. Nawet małe wycieczki do miasta były możliwe. Ponieważ w placówkach zatrudnionych jest kilku asystentów, którzy przejęli opiekę nad seniorami i ofertę zajęć dla nich.
We wspomnienie patronów naszych dzieł dla Seniorów: św. Katarzyny (29 kwietnia), św. Michała (29 września), św. Teresy od Dzieciątka Jezus (1 października) i św. Łukasza (18 października) są wspólnie obchodzone przez modlitwę, śpiew i oglądanie żywotów świętych. Do tego dochodzi jeszcze świąteczne spotkanie przy kawie.
W okresie Wielkiego Postu w naszej kaplicy wraz z proboszczem naszej parafii odprawiliśmy nabożeństwo z namaszczeniem chorych, które zostało dobrze przyjęte.
W nagłych wypadkach i na życzenie, nasz kapelan domowy udziela również sakramentu namaszczenia chorych w pokojach mieszkańców.
Co roku w listopadzie odprawiamy nabożeństwo żałobne za wszystkich, którzy zmarli w minionym roku. Z tej okazji wystawiane są zdjęcia zmarłych, a przy każdym z nich zapala się świeczkę. W ten sposób przywracana jest pamięć o ich zmarłych współmieszkańcach.
Jako odpowiedzialna za kult i szafarka Komunii Świętej mam możliwość, szczególnie teraz, w czasie pandemii Corona virusa, ofiarować Komunię Świętą chorym siostrom i współmieszkańcom.
Od połowy grudnia nie mamy już Mszy św. w domu. Jednak w miarę możliwości uczestniczymy w nabożeństwach w kościele parafialnym.
S.M. Priska
mar 6, 2021 | AKTUALNOŚCI
Siostry z Misji Dworcowej dla mnie i wielu osób robią bardzo wiele, tak wiele, że nie sposób napisać o wszystkim, dlatego chcę opowiedzieć o kilku dla mnie ważnych rzeczach, bo gdyby nie siostry z Misji, moje życie byłoby zupełnie inne i na pewno innych dziewczyn też.
Nikt nie zrobił dla mnie przez całe życie tyle co siostry i wiem, że gdyby nie one moje życie i życie wielu z nas, które mieszkamy w ośrodku, byłoby straszne.
Zanim trafiłam do Misji Dworcowej, moje życie było dla mnie bardzo ciężkie. Rodzice zmarli jak miałam 13 lat w 2002 r. Przez tydzień, po śmierci rodziców ja z moimi siostrami byłyśmy zupełnie same. Raz dzienni przychodził nasz brat, który przywoził jedzenie. Niestety stracił pracę i przeprowadził się do naszego domu rodzinnego ze swoją żoną i córką. Brat zażywał alkoholu i zaczął nas bić. Ja leczyłam się na padaczkę. Moja siostra próbowała się zabić biorąc moje leki na padaczkę. Od tamtego czasu przestałam je brać. Potem wujek chrzestny wziął nas na tydzień do siebie. Mnie nie chciał, ponieważ byłam chora, więc trafiłam do cioci do Jedliny Zdroju, gdzie mieszkała również kuzynka ze swoją córką. Tam spędziłam kilka lat, jednak kuzynka nie chciała żebym z nimi mieszkała, ponieważ była zazdrosna o swoją matkę. Wyprowadziłam się do swojej siostry do Wrocławia. Tam przeżyłam straszne chwile. Gdy pewnego dnia mąż mojej siostry trzymał nade mną siekierę, odważyłam się coś zmienić w moim życiu i poprosiłam koleżankę z pracy o pomoc w znalezieniu pokoju do wynajęcia. Miałam wtedy tylko 800 złotych, dlatego poprosiłam aby znalazła mi pokój za 600złotych. Któregoś dnia moja koleżanka przyszła do mnie i powiedziała, że za taką cenę wynajmują tylko studentom. Chciałam się już poddać, ale koleżanka powiedziała, że ,,jest jeszcze tylko jedno wyjście”, zapytałam ,,jakie?” odpowiedziała mi: ,,zamieszkać u sióstr w ośrodku”. Zgodziłam się. Koleżanka powiedziała mi, że muszę sama tam zadzwonić. Więc zadzwoniłam i rozmawiałam wtedy z siostrą Goretti, i jeszcze tego samego dnia, po pracy, pojechałam aby porozmawiać osobiści, a następnego dnia miałam przyjść z moimi rzeczami. Przed pracą zaczęłam wynosić z mieszkania moje rzeczy. Zauważyła to moja siostra i wszystkie rzeczy, łącznie z moją torebką mi zabrała. Zostałam po raz kolejny przez nią pobita. Moja koleżanka zadzwoniła na policję, która pomogła mi odzyskać moje dokumenty. Z koleżanką pojechałam do sióstr. Byłam przerażona. Pamiętam jak stałam pod ścianą i nie chciałam z nikim rozmawiać. Siostry pomogły mi wyjść z pokoju, ponieważ ja bałam się wyjść z niego sama.
Od tamtego momentu moje życie zmieniło się o 180°. Byłam zdziwiona, że istnieje życie, gdzie nie jesteś codzienni bita. To, że trafiłam do sióstr było dla mnie czymś wspaniałym. Siostry były pierwszymi osobami, którym zaufała. Dzięki nim zaczęłam się uśmiechać. Pokazały mi, że świat nie jest tylko zły, że na świecie istnieje też dobro i są dobrzy ludzie. Wcześniej myślałam, że takich ludzi nie ma. Znowu odzyskałam wiarę w człowieka.
Koleżance z mojej pracy udało się odzyskać moja korespondencję. Okazało się, że mamy długi, i że mogę trafić do więzienia, jeśli ich nie spłacę. W spłaceniu tego długu pomogły mi siostry z innego domu, które na święta odmówiły sobie czegoś, a pieniądze przekazały na ten mój dług.
W ośrodku staramy się żyć jak rodzina. Siostra są dla nas jak matki, a my (dziewczyny) jak rodzeństwo. Czasami są między nami spory, ale jak któraś potrzebuje pomocy, pomagamy sobie nawzajem. Siostry wyprawiają nam urodziny i dają prezenty, a my im.
Siostry uczą, że jestem ,,coś” wartościowa i kochana przez Boga.
Ja tego wcześniej nie znałam. Znałam tylko uczucie strachu i ból bicia. Wiele dziewczyn z ośrodka, nie wie, że jest ,,coś” warta, myśli o sobie bardzo źle. Siostry pomagają nam zmienić to myślenie.
W domu każda z dziewczyn ma jakiś dyżur, uczymy się dokładnego sprzątania i zachowania porządku wokół siebie. Siostry nauczyły mnie, że dobrego gospodarza domu można poznać po czystych oknach.
Siostry uczą nas dzielenia się z innymi, bardziej potrzebującymi pomocy, szczególnie s.Edyta, która pomaga bezdomnym na ulicy.
Siostry pomagają nam załatwić sprawy w urzędach np. z wymeldowaniem się, w załatwieniu mieszkania. Rozumieją nas i przekonują dziewczyny, które mają dzieci do tego aby karmiły dzieci piersią dla ich zdrowia. Pomagają w opiece przy dzieciach. Siostra Edyta pomaga mi się ładnie ubrać, ponieważ mam z tym problem. Otrzymujemy ubrania i inne rzeczy, a siostry żartują i mówią, że przychodzimy z jedną torbą a musimy wyjechać busami. To już mówi o pomocy, którą dostajemy u sióstr.
Siostry ratują ludzkie życie.
Jedna z koleżanek z pracy opowiedziała mi o dziewczynie, która uczy się i jest w ciąży. Jej ojciec chciał aby usunęła dziecko. Ona nie chciała, ale nie miała pieniędzy na rzeczy dla dziecka. Wtedy opowiedziałam siostrom o tej dziewczynie. Siostry od razu zebrały rzeczy dla dziecka. Dziecko przyszło na świat, chociaż mogło zostać zabite. Wiele dzieci dzięki siostrom mogło przyjść na świat.
Siostry troszczą się o ludzkie dusze.
Kiedy moja siostra byłą ciężko chora na marskość wątroby, siostry pomogły mi, żeby przyszedł do niej ksiądz, który ją wyspowiadał, dał namaszczenie chorych i komunię. Dzięki siostrze Goretti, moja siostra poszła do czyśćca, a nie do piekła. Siostra Goretti ocaliła jej duszę. Siostry wspierały mnie, gdy zmarła moja siostra i były na pogrzebie. Tak samo było jak odszedł mój wujek.
To właśnie siostry (siostra Goretti, Edyta i Helena) zmieniają nasze życie na lepsze, uczą nas wielu rzeczy bardzo przydatnych.
Na siostry możemy zawsze liczyć, w każdej sytuacji.
Gdyby nie taki dom jak siostry prowadzą, moje życie byłoby straszne.
Jedna z dziewcząt w „Misji Dworcowej”.
lut 26, 2021 | AKTUALNOŚCI, FORUM
Dwudziesty trzeci sierpnia to dzień, który zmienił moje postrzeganie życia w jedności. To dzień kiedy wyjechałam na nową placówkę nie znając dokładnie tego miejsca, ani sióstr, które tam były. W sercu jednak, miałam dużo pokoju.
Pamiętam jak miałam wyjechać zaraz po śniadaniu, ale plany Boże były inne i wyjechałyśmy o 15:00 w Godzinie Miłosierdzia, co było dla mnie bardzo znaczące.
Strzybnica to mała miejscowość, w której trafiłam pod płaszcz Maryi i Serca Jezusa.
Kiedy przekroczyłam próg domu, do którego zostałam skierowana przez Siostrę Prowincjalną, poczułam ogromne ciepło, miłość sióstr, które na mnie już od rana czekały. Czułam się bezpieczna i przyjęta z miłością, radością, otwartością i taką serdecznością, a przecież mnie nie znały, a ja ich. Atmosfera, która panowała w tym domu była wyjątkowa bo było czuć w niej Miłość Boga na pierwszym miejscu.
Do życia w jedności w naszej domowej wspólnocie, przyczynił się też obraz życia parafii, który zobaczyłam – był to ,,kościół żyjący”, w którym razem tworzyliśmy wielką rodzinę Bożą. Dobrze wspominam ks. Proboszcza człowieka o wielkim sercu otwartego na Słowo Boga, który na powitanie mnie na Mszy świętej powiedział, abym czuła się jak w domu…..i tak też było przez dwa lata mojego pobytu tam.
Wspólnota, w której z Woli Bożej było mi dane być, to była wspólnota tylko trzyosobowa i pokoleniowa, ale siostry, które mi towarzyszyły, to były osoby głęboko rozmodlone, od których sama mogłam się uczyć życia modlitwy. One naprawdę kochały i pozwalały się kochać Jezusowi i mnie samej.
Każda z nas szukała dobra w drugiej i dla drugiej. Pamiętam jak długo siedziałyśmy przy posiłkach i to nam nie przeszkadzało, ponieważ chciałysmy spędzać ze sobą czas. Dzieliłyśmy się przeżytym dniem i doświadczeniem Jezusa w naszym życiu. Cieszyłyśmy się sobą w wolności, bo pośród nas był Jezus i Maryja, to Oni nas łączyli. Wiedziałam, że zawsze mogłam na nie liczyć, nawet kiedy było ciężko i miałam trudny dzień – moje siostry wspierały mnie modlitwą… i to było piękne.
Pomimo, że każda z nas to inna historia, inne doświadczenia, to ŁĄCZYŁA NAS MIŁOŚĆ.
Dziękuję Bogu i Siostrom (s. Róży i s. Albinie) za czas spędzony w Strzybnicy, który pokazał mi, że tworzenie jedności jest możliwe, o ile będziemy otwarte na siebie nawzajem i będziemy przyjmować, i akceptować siebie takie jakie jesteśmy w duchu Bożej Miłości.
S.M. Sabina Adamowska
lut 22, 2021 | AKTUALNOŚCI
W tym roku minie już trzydzieści lat od dnia, w którym po raz pierwszy przekroczyłam próg naszego Domu Macierzystego we Wrocławiu. Można by powiedzieć, że „trzydzieści lat minęło jak jeden dzień…” Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam o naszym Księdzu Janie, charyzmatycznym Założycielu Zgromadzenia. O tym, że „zakochałam się” w Nim od „pierwszego wejrzenia” – pisałam już dawno temu. Teraz chcę podzielić się tym, co z tego wynikło na długie lata…
Odkrywanie charyzmatu Założyciela, Zgromadzenia, wspólnoty było dla mnie jak szukanie odpowiedzi na pytanie o własną tożsamość. Przy pierwszym spotkaniu urlopowym usłyszałam zachwyt moich znajomych nad tym, jakże bardzo aktualne mamy przesłanie, jako Zgromadzenie…. Droga transformacji realiów XIX-to wiecznych na język współczesny i potrzeby, które widziałam dookoła doprowadziły mnie do konkluzji, że ta „współczesność i ponadczasowość” charyzmatycznego przesłania dla mnie to TROSKA O GODNOŚĆ KOBIETY. Sprawą drugorzędną jest już to, w jakiej formie będzie to możliwe i do kogo bezpośrednio zaadresowane. Dla mnie jest to przesłanie ZAWSZE I WSZĘDZIE AKTUALNE i możliwe do podjęcia. A skoro tak, to nie ma wymówki, że się nie da, że nie można podjąć działania…
Ksiądz Założyciel pisał do nas, że „mamy być służebnicami sług i służyć tym, którymi świat gardzi”. A skoro świat gardzi, to zagrożona i niedoceniona jest właśnie GODNOŚĆ tych, które są słabe, zależne, niesamowystarczalnie. Dlatego właśnie troska o GODNOŚĆ i dowartościowanie człowieka obok mnie stała się ośrodkiem mojej uwagi, troski, modlitwy, pracy.
„Nie umiem dziękować Ci, Panie,
bo małe są moje słowa,
Zechciej przyjąć moje milczenie
i naucz mnie życiem dziękować.”
To refren znanej piosenki, którą wiele lat temu uczyniłam swoją osobistą modlitwą… i staram się realizować w codzienności. Jestem naprawdę szczerze wdzięczna Panu Bogu, że pozwala mi już od wielu lat doświadczać możliwości pracy i troski o GODNOŚĆ KOBIETY. Bo właśnie to tak naprawdę robię od wielu lat w Bardzie.
„Szukałam człowieka” gotowego wraz ze mną podarować swoje serce tym, którymi świat gardzi, którzy są bezradni, samotni, skrzywdzeni, pogardzani albo tylko niezaradni i pokorni… Wierzę, że pomoc „zanim będzie za późno” może uratować życie, nadzieję, radość…, a gdy ratuje się jednego człowieka, ratuje się cały świat!
Aby stworzyć jedno miejsce bezpieczne i przyjazne dla potrzebującego, nie trzeba wiele, ale jednocześnie trzeba tak bardzo wiele – CAŁE SERCE! Poszukiwanie pasjonatów gotowych wyjść na przeciw biedzie z próbą przerwania łańcucha bezradności, gotowych stawić czoła gąszczowi zagmatwanych przepisów i zmieniających się zasad, spoza których najważniejszy jest CZŁOWIEK i jego GODNOŚĆ zaowocowało powołaniem do życia Stowarzyszenia pomocy kobietom w kryzysie, które na cześć Księdza Założyciela nazwano: „Związek Maryjny”. Jesteśmy po to, by pomagać w kryzysie (trudnej sytuacji) i troszczyć się o godność każdego człowieka, aby pomagać „zanim będzie za późno”. Kryzys oznacza czas przełomu, przesilenie, decydujący zwrot a także okres załamania. Zawsze kiedy człowiek doświadcza kryzysu, czuje się samotny, odmienny, niepełnowartościowy lub nieprzystosowany. I dlatego powinien szukać pomocy u innych ludzi, aby odwrócić spiralę upadku… i to zanim będzie za późno! I zawsze trzeba mieć nadzieję, bo nadzieja jest podstawą ludzkiej egzystencji, „która zawieść nie może, bo rozlana jest w sercach przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5).
Aby służyć pomocą człowiekowi w sytuacjach trudnych i przełomowych, przywracać mu wiarę w siebie i własną godność Stowarzyszenie podejmuje konkretne działania:
- Prowadzi Ośrodek Interwencji Kryzysowej „Nadzieja”, który z czasem poszerzył swoją działalność o Punkty Interwencji Kryzysowej w terenie.
- Prowadzi całodobowy Hostel dla osób doświadczających przemocy dla czterech powiatów
- Prowadzi Gabinet Pomocy Psychologicznej Dla Dziecka i Rodziny „ASLAN”.
W naszych progach można otrzymać wsparcie, pomoc prawną, psychologiczną, a przede wszystkim ludzką i duchową. Nasi klienci przychodzą z bagażem trosk a odchodzą w swoją codzienność z nadzieją. Ci, którym brakuje bezpieczeństwa i bliskich, życzliwych osób znajdują u nas także dom na kilka miesięcy. Tak, właśnie dom a nie tylko bezpieczne schronienie, tak jak prosił Ksiądz Założyciel, aby nasze domy „stawały się drugim domem rodzinnym dla przebywających u nas kobiet”. Czasami ktoś zostaje z nami krótko i wraca wciąż pogubiony do swojej niepewnej rzeczywistości. Ale są i takie kobiety, którzy u nas podejmują ważne decyzje o zmianach w swoim życiu i naprawdę wychodzą inne…
Cieszymy się każdą osobą, która odeszła od nas z „nową nadzieją” i motywacją do pozytywnych zmian w swoim życiu. Tego działania nie oddadzą liczby, gdyż nawet gdyby w skali roku było to zaledwie kilka osób, WARTO byłoby się trudzić, gdyż „Ten, kto ratuje życie jednego człowieka, ratuje cały świat” (Thomas Keneally, z książki Lista Schindlera) a my jesteśmy po to, „aby pomagać zanim będzie za późno”.
Obok prowadzonego dotychczas Ośrodka Interwencji Kryzysowej „Nadzieja”, Stowarzyszenie nasze od maja 2019 roku podjęło nową formę pomocy, którą jest Gabinet Pomocy Psychologicznej dla Dziecka i Rodziny „ASLAN”. Podejmując wciąż nowe wyzwania, rozwinęliśmy wachlarz proponowanych form pomocy o gałąź bardziej specjalistyczną – pomoc dzieciom z problemami integracji sensorycznej. Jest to w obecnym czasie duży problem, który stanowi dla najmłodszych i ich rodzin poważny kryzys w codziennym funkcjonowaniu. Pomagając dziecku – pomagamy rodzinie w kryzysie. A zatem „ASLAN” to kolejna forma wprowadzenia w życie zasady „jesteśmy po to, aby pomagać zanim będzie za późno”. Społeczeństwo gardzi osobami z dysfunkcjami – nie ważne jakiego rodzaju – odmienność lub niesamodzielność jest często powodem odrzucenia lub pogardy. I znów mam swoją możliwość TROSKI O GODNOŚĆ i charyzmatyczne zanurzenie w duchu Księdza Założyciela.
Stowarzyszenie nasze jest malutką jednostką. Mamy zaledwie dwudziestu członków i niewielki zasięg terytorialny i informacyjny (na miarę naszych możliwości staramy się poszerzać informacje). Zatrudniamy na umowę o pracę 5 osób a dwie dodatkowe na zlecenie. W oparciu o te swoje niewielkie zasoby ludzkie, budżetowe i lokalowe prowadzimy od lat Ośrodek Interwencji Kryzysowej „Nadzieja”, który już na stałe wpisał się w „mapę pomocową” okolic. Od niecałych dwóch lat mamy dodatkowo Gabinet i Salę SI, która pomału konstytuuje swoją działalność, przyczyniając się do ogólnego rozwoju całości dzieła. Odpowiadamy na różne potrzeby zgłaszających się do nas osób, a wiele z nowych form pomocy dostosowujemy do potrzeb, właśnie po to, by „pomagać zanim będzie za późno”.
Jestem dumna z możliwości bezpośredniego pomagania potrzebującym i tym, „którymi świat gardzi”, cieszę się z wykonywanej pracy. Czasami nie jest łatwo, ale wciąż otwieram się na nowe wyzwania, wykorzystując nawet niewielkie możliwości i ciesząc się z pomocy „jednostce”. – OSOBIE. Stąd o swojej pracy na rzecz GODNOŚCI powierzonych mi osób mówię, że jest twórcza (niepowtarzalna za każdym razem) i personalna (jednostkowa).
I jeszcze jeden, „najmłodszy” sposób troski o GODNOŚĆ – w tym roku odbędą się trzydniowe rekolekcje w Częstochowie w Dolinie Miłosierdzia, w czasie których pochylać się będziemy nad godnością i tożsamością kobiety. Ich tytuł i „hasło wywoławcze”: „Być kobietą, być kobietą…” Już wcześniej podejmowałyśmy w Bardzie tę tematykę na warsztatach, a teraz mogę zaprosić wszystkich chętnych na całe trzy dni w maju (07-09.05.2021 kontakt z Doliną Miłosierdzia w Częstochowie). Odkrywanie wciąż na nowo tożsamości, godności, obdarowania i powołania kobiety na wzór Maryi – Najpiękniejszej z Niewiast jest dla mnie wielką radością i pasją. Zapraszam, róbcie to ze mną, w duchu charyzmatu Sługi Bożego Księdza Jana Schneidera!
S.M. Dorota Frendenberg
lut 19, 2021 | AKTUALNOŚCI
Święto ofiarowania Pańskiego, czyli w Święto Matki bożej Gromnicznej Siostry w Tanznanii zgromadziły się w Nanjiota, by towarzyszyć Sr. Dorotei składającej e tym dniu Profesję wieczystą.
Profesja wieczysta, czyli wieczne śluby czystości, posłuszeństwa i ubóstwa, nasza siostra złożyła na ręce naszej Przełożonej Regionalnej sr. Agnes.
W liturgii przewodniczył ks. bp. Filbert Felician Mhasi. Modlił się podczas Mszy Świętej o pomoc Ducha Świętego w umacnianiu Sióstry w wierności złożonym ślubom. W homilii Biskup Filbert podkreślił to, że śluby wieczyste są pokornym i szczerym oddaniem się Bogu na zawsze, są powierzeniem Jemu całej swojej przyszłości i pragnieniem wiernego realizowania życia w duchu rad ewangelicznych i konstytucji zakonnej.
Sr. Dorotea tajemnicę swego powołania odkryła w rodzinnym Chikukwe. Wielokrotnie przychodziła do naszego domu na spotkania grupy Dzieci Maryi. Teraz na zawsze oddała swoje życie Bogu w naszej rodzinie zakonnej. Niech Maryja wspiera ją swoją łaską w realizacji powołania.
S.M. Monika Kowarsz
lut 18, 2021 | AKTUALNOŚCI, FORUM
„ Pouczę cię i wskażę drogę, którą pójdziesz,
Umocnię moje spojrzenie na Tobie…” Ps 32,8
To spojrzenie Jezusa jest dla mnie bardzo ważne. Patrzę na Niego, Obecnego w Eucharystii i On patrzy na mnie…patrzy w moje serce. Właściwie to przenika moje serce i duszę, przywraca mi życie, uzdrawia to, co słabe, grzeszne. I umacnia na drodze, którą krok po kroku mi wskazuje…
Wiem, że mnie prowadzi…różne to drogi, ale wiem, że to Jego drogi dla mnie. I to mi wystarcza.
To niesamowite, że to spojrzenie Jezusa wyryte w moim sercu, jest jak pieczęć, która w pewien sposób mnie naznacza, że należę do Niego, że jestem w Jego Rękach.
Tu, w miejscu, w którym teraz jestem, w Domu Dziecka w Klenicy, to Jego Spojrzenie szczególnie towarzyszy mi przez Maryję.
Posługuję bowiem wśród dzieci, które potrzebują domu… i ciepłego spojrzenia na nich, na ich życie, historie, troski i radości.
I pomyśleć, że kiedyś sama chciałam założyć własny, rodzinny dom dziecka😊. Bóg jednak sam go dla mnie w pewien sposób założył…
Mocno czuję, że jest w moim sercu taka przestrzeń, którą mogę nazwać DOM i wiem, że jest ona związana z przyjmowaniem w serce ludzi, których Pan stawia na mojej drodze życia i powołania. To jest też przestrzeń słuchania, troski o drugiego człowieka, to miejsce dzielenia się sercem, które staje się domem.. A może inaczej… to dom, w który chciałabym przyjąć każdego rodzi się w moim sercu.
Próbuję więc każdego dnia je kształtować i otwierać…
A teraz w tym czasie moje myśli stale związane są z tajemnicą spojrzenia Maryi na Jezusa.
Kiedy spoglądam na Maryję, czuję, że jestem jakby ukryta w Jej spojrzeniu, schroniona w nim i oddana Bogu. Modlę się, bym umiała patrzeć na innych ludzi, na dzieci, wśród których jestem, oczami Maryi. I proszę Maryję, by to Ona patrzyła za mnie, kochała, służyła…by podarowała mi Swoje Oczy i delikatne spojrzenie, pełne troski i miłości, z którego rodzi się życie…
Świadomość, że wzrok Boga czuwa nade mną, sprawia, że jestem bezpieczna i ufam, że wszystko, co się dzieje jest w Jego Rękach. Zranione, dotknięte cierpieniem dzieci, z którymi pracuję, po prostu jestem, potrzebują poczucia bezpieczeństwa i doświadczenia, że są ważne i kochane. W tej posłudze nie trzeba wielkich słów… Kiedy rozpoczynam dyżur, przygotowuję dzieciom śniadanie, prasuję ubrania, pomagam w nauce albo w sprzątaniu…Kiedy razem idziemy na zakupy, gramy w gry lub pijemy razem herbatę…kiedy delikatnie głaszczę je po głowie, przytulam czy też upominam, zawsze wtedy patrzę na moje dzieci i proszę w sercu, aby miłość Maryi otulała je całe i dotykała ich serc także przeze mnie. Bo Maryja może wszystko…delikatnie dotyka najboleśniejszych ran i przemienia je w perły…I zna właściwy czas uzdrowienia. Ja Jej tylko mówię o dzieciach szeptem a Ona walczy o każde dziecko…
W tej cichej służbie moim dzieciom w Domu Dziecka wypełnia się Wola Pana względem mnie na ten czas… Jemu chwała za wszystko, co daje i jak prowadzi!
S.M. Teresa Fatyga