Żelazko

Żelazko

No cóż, zepsuło nam się żelazko.
Nic nadzwyczajnego, po prostu przestało grzać.
Południowy dzwonek do drzwi zwiastował gościa. Pobiegła tym razem s.Joanna.
Po chwili wróciła z promiennym uśmiechem i kartonem w rękach.

  • Siostro, mamy żelazko!
    Pewna Pani, mieszkanka Raciborza postanowiła przynieść do klasztoru żelazko, ponieważ przyszła jej na myśl historia o podarowanym niegdyś siostrom chlebie.
    Było to tak: gdy zabrakło w brzeskim klasztorze chleba, ówczesna przełożona, s. Lazaria miała zawołać do zmarłej s.Dulcissimy: obiecałaś, że będziesz pomagać! To była myśl, która przyprowadziła te panią do brzeskiego klasztoru. Gdy s.Joanna zobaczyła karton z żelazkiem, od razu powiedziała tej pani, że nie mamy żelazka, bo się popsuło. Naprawdę się popsuło! Raciborzanka była szczęśliwa, choć przez chwilę myślała, że siostra Joanna żartuje.
  • s. Dulcissima jest moją przyjaciółką i wspiera całą moją rodzinę – mówiła. Dziś chciałam sprawić siostrom radość i postanowiłam podarować wam żelazko.
    Rzecz się dzieje naprawdę.
    Ach, ta nasza Dulcissimka!
    Obiecała, że będzie pomagać i pomaga!
    Siostro Dulcissimo, dziękujemy.
    s.Małgorzata Cur
Adwent to czas radosnego oczekiwania na przyjście Jezusa

Adwent to czas radosnego oczekiwania na przyjście Jezusa

Mimo że ten świat nic sobie nie robi z zapowiedzi o powtórnym przyjściu Chrystusa, ludzi wierzących nie może to nie obchodzić. Mamy czuwać i być gotowi. Ta gotowość polega na życiu w stanie łaski uświęcającej i wyraża się w żywej wierze, która pokazuje kierunek i daje moc.
Szczególnie w Adwencie powinniśmy się więcej modlić i wiernie trwać w oczekiwaniu. Bo jak pisze Benedykt XVI: „Żyć adwentowo znaczy żyć jako przebudzony i budzić innych”.
Błogosławimy Was i życzymy owocnego oczekiwania.

Budujemy Coś Dobrego

Siostry Maryi Niepokalanej ze Stowarzyszenia PoMOC w Katowicach

Siostry Maryi Niepokalanej ze Stowarzyszenia PoMOC w Katowicach

Siostry Maryi Niepokalanej ze Stowarzyszenia PoMOC w Katowicach dla Kobiet i Dzieci mogłabym nazwać aniołami na ziemi. Moja historia trafienia do sióstr nie jest prosta…chyba żadnej dziewczyny, która znalazła się w Ośrodku Stowarzyszenia nie jest prosta…

Siostry uratowały mnie dwukrotnie – pierwszy raz, gdy zostałam wyrzucona z domu rodzinnego  z 4-miesięcznym synkiem i skierowana przez MOPS do sióstr. Wcześniej w Domu Samotnej Matki, w którym byłam przez trzy dni było tak strasznie, że wiedziałam iż jakkolwiek tam jest, nie może być już gorzej. W mroźny lutowy dzień przywitała mnie siostra Basia – wyszła po nas do furtki.

Nigdy tego nie zapomnę, i nawet pisząc to robi mi się ciepło, w miejscu serca. Nakarmiłam synka, wykąpałam, a siostra pokazała mi nasz pokój. Weszłam i zobaczyłam klapki z wisienkami, kolorowe i wtedy właśnie poczułam wielką ulgę i spokój jakiego nie czułam nigdy wcześniej. Udało mi się uzbierać pieniądze na wynajem mieszkania  i historia tutaj powinna zakończyć się happy endem. Ale niestety, życie pisze swój scenariusz… Ojciec synka wyszedł z więzienia, relacja była świetna – przez rok, dwa… Później zaszłam w drugą ciążę

i zaczął się horror. Od wyzywania, po bicie, wyrzekanie się dziecka, które nosiłam pod sercem i zamykanie w domu na 12 h w zagrożonej ciąży i małym synkiem w domu. Udało mi się znaleźć siłę na zamknięcie tego człowieka w zakładzie karnym za znęcanie się nade mną. I być może tu powinien też być happy end, a jednak nie. Byłam w trzeciej ciąży,                                   kiedy podstępnie zaatakowała mnie depresja (teraz już wiem, że to ona, wtedy nie wiedziałam). Pamiętam doskonale dzień, kiedy siostra Anna przyjechała do mnie z paczką żywnościową. Szybko zorientowała się że to nie to, że to mi nie pomoże. Trafiłam wtedy do ośrodka po raz drugi i tam urodziłam wspaniałego synka.

 

Czego się nauczyłam i co dostałam poprzez pobyt u aniołów ?

Przede wszystkim ogromne wsparcie psychiczne – dzięki temu jestem obecnie w trakcie leczenia depresji. Urodziłam wspaniałego syna – nie wiem co by było gdybym w trakcie ciąży nie zaczęła leczyć depresji… być może nie potrafiłabym Go pokochać tak mocno, jak kocham teraz.

Wychowywanie dzieci jest dla mnie prostsze – wiele czerpałam z pomocy siostry Karoliny i jej cennych wskazówek w tej kwestii.

 

Jednak przede wszystkim i to najważniejsze – miłość, ciepło i zrozumienie. Po raz pierwszy w życiu nie bałam się rozpłakać szczerze i bez zahamowania, kiedy już psychicznie nie dawałam rady.

Pamiętam sytuację Świąt. Jedna z dziewczyn z ośrodka powiedziała – tutaj zawsze jest jak w domu.

Niestety musiałam odpowiedzieć, że w moim przypadku lepiej niż w domu …

Wyobraźcie sobie miejsce gdzie 25-letniej dziewczynie może być lepiej niż w domu …

A ja naprawdę tak właśnie czułam, że to miejsce jest moim miejscem na ziemi.

 

– Karolina

Moje przemyślenia na temat starości, tak jak ją przeżywam

Moje przemyślenia na temat starości, tak jak ją przeżywam

Dla mnie słonecznik wyraża obraz starzenia się. Ciężkie główki kwiatów są pełne owoców. Nic już nie robią. Po prostu wystawiają się na słońce i dojrzewają, aż zostaną zebrane i staną się źródłem pożywienia dla innych. Całe piękno zniknęło. Tak to już jest ze mną, z tym starym człowiekiem. Nie muszę już nic robić, nie muszę zdobywać uznania poprzez występy. Po prostu jestem.

Kiedy rozważam moją obecną sytuację, moje obecne życie jest zdeterminowane przez trzy główne punkty:

 

Zostawianie

Akceptacja

i pragnienie przynoszenia owoców.

 

Chciałabym podporządkować to odchodzenie pod biblijne słowa J 21,18: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młody, przepasałeś się i mogłeś iść, dokądkolwiek chciałeś. Lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz.”

 

Muszę porzucić swoje pomysły na życie i iść za tym, co Bóg chce, abym robiła. Jest łaskawy i pozwala mi to robić po kawałku. Najpierw odpuśćcie aktywność, swoją wolę, siebie, a potem odpuśćcie życie: Jest to proces, który czasami jest bolesny i dotyczy różnych obszarów.

 

Porzucenie zdrowia

Powinnam dbać o swoje zdrowie, ale z umiarem. Jeśli nieustannie martwię się o swoje zdrowie, to nieustannie dręczą mnie obawy, że mogę je stracić.

 

Porzucanie relacji

Z wiekiem relacje międzyludzkie ulegają osłabieniu i muszę coraz bardziej uczyć się być sama. Kiedy tracę drogą, zaufaną osobę w wyniku śmierci lub przeprowadzki, jest to bolesne i następuje długi proces żałoby, przechodzący różne etapy.

 

Pozbycie się własności

W śmierci muszę wszystko porzucić i dlatego dobrze jest ćwiczyć to już teraz, rozstając się z wieloma rzeczami i rozdając je. W ten sposób małe więzi mogą powstać na nowo.

Uwolnienie się od stanowisk i władzy

Dla mnie było to głębokie cięcie, kiedy nie byłam już informowana ani pytana. Poprzez zwiększoną aktywność, zagłuszam te straty, aby pokazać, że nadal mam wszystko pod kontrolą. Ale im bardziej stary człowiek trzyma się swoich pozycji, tym więcej stwarza wrogów, a to może prowadzić do buntu i katastrofy Jeśli ten proces jest przeżywany prawidłowo, prowadzi do chwalebnej wolności dzieci Bożych.

 

Pozwalając odejść życiu

Dla mnie śmierć jest końcem życia tu na ziemi, a jednocześnie przejściem i początkiem życia w chwale Boga.

Umieranie jest nie tylko końcem mojego życia, ale zawsze było obecne w mojej historii życia. W każdym odrzuceniu, rozczarowaniu, bezradności, poczuciu bezsilności, słabości, doświadczeniu choroby, doświadczam odchodzenia i umierania.

Pomocą dla mnie jest medytacja nad krzyżem i męką Jezusa, nad tym jak ON przyjął śmierć. Tak jak śmierć Jezusa była drogą do Bożej chwały, tak i moja droga do Boga będzie wiodła tylko przez śmierć.

Mam pewne wyobrażenia na temat umierania dla mnie, ale to nie jest w moich rękach. Muszę się z tym pogodzić i przyjąć śmierć taką, jaką dał mi Bóg.

Akceptacja

Starość przychodzi sama z siebie. Jeśli ma się to udać, muszę bezwarunkowo zaakceptować historię mojego życia i pogodzić się z moją przeszłością, tzn. złożyć moje życie ze wszystkimi jego pozytywami i negatywami w Bożym miłosierdziu i zaufać, że Bóg je przyjął.

Muszę nauczyć się akceptować własne ograniczenia: Bezradność, bezsilność, słabość, zmęczenie, niepełnosprawność, samotność, chorobę, zapomnienie i wiele innych. Jeśli chodzi o zapomnienie, przyszło mi na myśl słowo z Pisma Świętego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”. Pomocą w zaakceptowaniu moich ograniczeń jest świadomość, że Bóg otacza i nosi mnie swoją uzdrawiającą, kochającą bliskością i obejmuje mnie w śmierci swoimi kochającymi ramionami.

 

Trzeci punkt, pragnienie przynoszenia owoców, chciałabym umieścić pod Psalmem 92:13-15: „Sprawiedliwy kwitnie jak palma, rośnie jak cedry Libanu. Zasadzone w domu Pana, rozkwitają na dziedzińcach naszego Boga. Owocują nawet w podeszłym wieku i pozostają pełne soków i pełne świeżości.

Następnie muszą być spełnione dwa warunki, aby w starości nadal przynosić owoce: Sprawiedliwość i zasadzony w domu Pana.

 

Sprawiedliwy jest ten, kto oddaje sprawiedliwość ludziom z ich potrzebami. Sprawiedliwy człowiek nie tylko troszczy się o siebie, ale także zawsze ma na uwadze innych.

Kto jest zakorzeniony w Bogu, ten przynosi owoce. To jest piękne, kiedy moja tęsknota zamienia się w cierpliwość i spokój. Kiedy uczę się czekać i słuchać w samotności, pogłębia się moja relacja z Bogiem.

W moim wieku nie muszę niczego sobie udowadniać, nie muszę być zdeterminowana przez oczekiwania ludzi i nie muszę porównywać się z innymi. W ten sposób osiągam głęboką wewnętrzną wolność.

 

 

Doświadczam siebie w polu napięcia pomiędzy pozostawieniem a akceptacją. Czasami jedno działa lepiej, a czasami drugie. Starość jest dla mnie procesem, w który chcę się angażować wciąż na nowo. Proszę Boga, by dał mi słuchające, wdzięczne serce i pozwolił mi stać się błogosławieństwem dla innych.

 

S.M. Mathildis

 

 Modlitwa Św. Tomasza z Akwinu

Panie, Ty wiesz lepiej,

aniżeli ja sam, że się starzeję

i pewnego dnia będę stary.

 

Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania,

że muszę coś powiedzieć na każdy temat

i przy każdej okazji.

 

Odbierz mi chęć prostowania każdemu

jego ścieżek.

 

Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym;

czynnym lecz nie narzucającym się.

 

Szkoda mi nie spożytkować wielkich

zasobów mądrości, jakie posiadam,

ale Ty Panie wiesz, że chciałbym

zachować do końca paru przyjaciół.

 

Wyzwól mój umysł od nie kończącego się

brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł,

bym w lot przechodził do rzeczy.

 

Zamknij mi usta w przedmiocie mych

niedomagań i cierpień w miarę jak

ich przybywa a chęć wyliczania

ich staje się z upływem lat

coraz słodsza.

 

Nie proszę o łaskę rozkoszowania

się opowieściami o cudzych cierpieniach,

ale daj mi cierpliwość wysłuchania ich.

 

Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć,

ale proszę Cię o większa pokorę i mniej

niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia

wydają się sprzeczne z cudzymi.

 

Użycz mi chwalebnego poczucia,

że czasami mogę się mylić.

 

Zachowaj mnie miłym dla ludzi,

choć z niektórymi z nich

doprawdy trudno wytrzymać.

 

Nie chcę być świętym,

ale zgryźliwi starcy;

to jeden ze szczytów

osiągnięć szatana.

 

Daj mi zdolność dostrzegania dobrych

rzeczy w nieoczekiwanych miejscach

i niespodziewanych zalet w ludziach;

daj mi Panie łaskę mówienia im o tym.

BÓG NAM TO UCZYNIŁ!

BÓG NAM TO UCZYNIŁ!

To było w dniu 12/06/2017 o godzinie 22:00, kiedy ciężarówka przewożąca piasek na budowę naszej Szkoły Podstawowej im. Jana Schneidera w Mwanga uczestniczyła w poważnym wypadku drogowym. Wewnątrz ciężarówki był kierowca i młody mężczyzna o imieniu Maiko, który w skutek wypadku stracił przytomność, ponieważ uderzył się w głowę. Po otrzymaniu tej informacji, pan Sakaya, właściciel firmy, która budowała szkołę, wziął na siebie odpowiedzialność za leczenie go w szpitalu KCMC-Moshi w Tanzanii, gdzie przebywał na oddziale intensywnej terapii. Pozostawał nieprzytomny przez cały miesiąc, co budziło strach wśród nas, a także u pana Sakaya, ponieważ rachunki za leczenie były bardzo wysokie. Udzielałyśmy się poprzez modlitwę i drobne datki dla Maiko. Maiko ma żonę, ale nie mają jeszcze dzieci. Kiedy Maiko został wypisany ze szpitala, jego żona musiała codziennie pracować, aby sprawdzać stan zdrowia męża, ponieważ nie wolno mu było przebywać dłużej w szpitalu, więc aby mieć blisko do szpitala, znalazł schronienie w domu pana Sakayi.

PRZYTŁOCZONA STRACHEM

Było to rano 24/07/2017 roku, kiedy otrzymałam rozczarowującą wiadomość, że mam pojechać po Pacjenta i zabrać go do domu, bez żadnych wyjaśnień, bo nadal jest w stanie nieprzytomności. Zlałam się łzami i bałam się o stan Maiko. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko opuścić szpital z jego żoną i matką, aby wrócić do domu. Po drodze wszyscy milczeliśmy, nikt nic do siebie nie mówił, a łzy płynęły nam po policzkach. W domu musieliśmy poprosić o pomoc w wyjęciu go z samochodu, poprosiłam o to jego kolegów z budowy, a oni tak bardzo się przejmowali, że zawsze byli gotowi do wszelkiej pomocy.

Po tym jak zabrałam go do domu, niedaleko od nas, wróciłam do klasztoru i strach mnie ogarnął, nawet nie wiedziałam, czy powiem o tym moim współsiostrom. Wieczorem po kolacji poinformowałam je, że Maiko wrócił nieprzytomny ze szpitala, wszystkie były bardzo zaskoczone i wszystkie bały się, że Maiko już nie będzie, a jeśli Maiko umrze, to co ludzie powiedzą o nas i o tej szkole, którą budujemy?

CUD! CUD! CUD!!!!

Po rozmowie z moimi współsiostrami postanowiłyśmy zacząć prosić s. M. Dulcissimę o pomoc. Ponieważ wzięłyśmy na siebie odpowiedzialność za pomoc, zaczęłyśmy przygotowywać sok i szpinak, który gotowałyśmy i rozdrabniałyśmy w blenderze, ponieważ chory nie mógł nic jeść, był karmiony przez rurkę, więc przygotowywałyśmy sok i szpinak i posypywałyśmy go ziemią z grobu s. M. Dulcissimy, modląc się do Boga za wstawiennictwem Jego Służebnicy s. M. Dulcissimy. Robiłyśmy to przez trzy dni i czwartego dnia jego żona powiedziała mi, że widziała Maiko, który próbował podnieść jeden palec ręki, NAPRAWDĘ była to wielka radość dla mnie, dla jego żony i dla moich współsióstr, wszystkie wiwatowałyśmy i mówiłyśmy CUD!!! S. M. DULCISSIMA DOKONAŁA TEGO. To była radość, która sprawiła, że łzy napłynęły nam do oczu. Po tym pamiętnym wydarzeniu, kontynuowałyśmy naszą nowennę i odzyskałyśmy trochę sił, aż dziewięć dni później, żona Maiko powiedziała mi, że musimy zabrać go do szpitala. Wyjechałyśmy więc o dziewiątej rano, aby zdobyć numer kolejki do szpitala, kiedy tam dotarłyśmy wszyscy byli zaskoczeni widząc Maiko tylko patrzącego, ale nie mogącego podnieść ręki. Zapytali, co zrobiłaś siostro? Odpowiedziałam: „Bóg jest dobry”. Poproszono nas więc o tydzień, abyśmy go odesłały na dalsze leczenie, było to bardzo uciążliwe, bo musiałyśmy wyjechać o 9 rano i zostałyśmy tam cały dzień bez żadnego leczenia, ale wiedziałyśmy, że leczenie zostało wykonane, ponieważ każdego dnia Maiko uzyskiwał jakąś poprawę dzięki służebnicy Bożej s. M. Dulcissimie, ponieważ w następnym tygodniu zaczął podnosić nogę, swędziało go, patrzył, czuł ból i w końcu w 10 miesiącu zaczął płakać, gdy czuł ból. BÓG JEST NAPRAWDĘ DOBRY.

HISTORIA, KTÓRA NIE ZOSTANIE ZAPOMNIANA

Dla nas w Regionie Tanzanii, a szczególnie dla członkiń wspólnoty Mwanga, jesteśmy absolutnie pewni, że Maiko wyzdrowiał dzięki pomocy s. M. Dulcissimy. Tak więc prosiliśmy ją tak długo, aż Maiko mógł całkowicie mówić i wróciły mu wspomnienia, a nawet zaczął ćwiczyć chodzenie, czyli to, co mu pozostało. Pierwszą rzeczą, jaką powiedział, było podziękowanie Bogu, Siostrom Maryi Niepokalanej i panu Sakaya. „Przez te siostry otrzymałem uzdrowienie, teraz to są moje matki” – mówi Maiko.

Przed przybyciem do Mwangi Maiko był chrześcijaninem protestanckim (Kościół Zielonoświątkowy), ale kiedy przybył do Mwangi, on i jego żona byli luteranami. Po wypadku wielu jeździło modlić się za niego nawet samochodami i motocyklami, aby udawali się do ich kościoła. On poszedł, ale powiedział im: „Jestem teraz katolikiem, bez względu na to, co zrobicie”. Zawsze mi powtarzał: „Mamo, postanowiłem zostać katolikiem i proszę cię o pomoc w przyjęciu chrztu i zawarciu małżeństwa”. Na początku byłam niezdecydowana, ale później poprosiłam siostry katechetki, aby porozmawiały z proboszczem i w końcu on i jego żona rozpoczęli katechizm. W dniu 12/09/2019 został ochrzczony wraz z żoną i wyznali swoją wiarę, a 14/09/2019 o 3 nad ranem Maiko przyjął sakrament małżeństwa w parafii Jezusa Miłosiernego w Mwanga. Trzy dni przed ślubem zamieściliśmy w naszym kościele zdjęcie s. M. Dulcissimy i prosiliśmy o modlitwę i dziękczynienie za wszystko, co Bóg uczynił dla nas za wstawiennictwem swojej Służebnicy s. M. Dulcissimy. Był to rzeczywiście dzień pełen radości i wszyscy, którzy byli świadkami tego wydarzenia, dziękowali Bogu za misję pełnioną przez Siostry Maryi Niepokalanej tutaj w Mwanga.

Jestem bardzo wdzięczna moim współsiostrom ze wspólnoty Mwanga za ich poświęcenie, za różne ofiary, które złożyły, a jeszcze bardziej za jedność modlitw, które kierowałyśmy do Sługi Bożej s. M. Dulcissimy za Maiko, a nawet byłyśmy świadkami tego wielkiego cudu dla nas. My jako wspólnota wierzymy i ufamy, że każdy, kto modli się za wstawiennictwem Dulcissimy, bardzo szybko otrzyma odpowiedź. Kiedy Maiko został uzdrowiony, to było tak, jakby umarł, a teraz żyje za wstawiennictwem naszej siostry. Co możemy powiedzieć Bogu? Obecnie jesteśmy świadkami, jak młody Maiko powoli chodzi i ma już jedną córeczkę o imieniu Gabriela. Gratulujemy jego żonie, która zdecydowała się pójść do męża i opiekować się nim cały czas, nawet w najgorszej i najtrudniejszej sytuacji choroby, aż do momentu znalezienia leczenia.

Módlmy się nadal za wstawiennictwem sługi Bożej s. M. Dulcissimy, aby pomagała nam w naszej misji i ratowała dusze tych, którzy potrzebują naszej pomocy.

 

Opracowanie: s. Anna Mwamlima

Dom Maryi

Dom Maryi

Dom  Maryi Jest to miejsce, przestrzeń, rzeczywistość, w której kobiety mogą umacniać się w wierze, budować więzi miedzy sobą, dzielić się swoim doświadczeniem, wspierać. W lipcu tego roku uczestniczyłam w letnich rekolekcjach dla kobiet, organizowanych w Nysie przez nasze zgromadzenie. Tematem rozważań przygotowanych na ten czas przez Panią dr Iwonę Zielonkę, która całym sercem jest zaangażowana w nową ewangelizację, było „Wyjście z Egiptu”. Te dni były dla mnie bardzo ważne gdyż odkryłam jak bardzo potrzebne są spotkania, które pozwalają drugiej osobie, kobiecie wzmocnić wiarę i podzielić się swoim doświadczeniem przeżywania Boga. Od razu wiedziałam, że takie miejsce gdzie kobiety mogłyby się spotykać na rozmowie, czy modlitwie może powstać w Raciborzu.   To był Boży Impuls. Boże światło! Od lat współpracujemy z ojcami franciszkanami z parafii św. Paschalisa w Raciborzu i tu zobaczyłam możliwość poszerzenia naszej współpracy i otwarcia Domu Maryi, w którym będą mogły odbywać się spotkania kobiecego serca prowadzące do odkrycia i zrozumienia siebie w relacji z Bogiem. Modlitwa śpiew, rozmowy, odnowa, bliskość … Czas spędzony razem. Czas uwielbienia Boga w sobie i drugim człowieku. W święto Matki Bożej Różańcowej, 7 października, Ojciec Eligiusz poświęcił i pobłogosławił naszą przystań. Od tego czasu nasze spotkania odbywają się raz w tygodniu. Niesamowite jest to, że wszystkie czujemy jak bardzo potrzebne jest nam to miejsce. Rozpoczęłyśmy również formację w ramach projektu „Świętość w zwyczajności”. Raz w miesiącu , za pośrednictwem Internetu łączymy się z innymi kobietami i bierzemy udział w dniach skupienia przygotowywanych przez Panią dr Iwonę Zielonkę, dyrektor do spraw nowej ewangelizacji w diecezji płockiej. Tematem na ten rok są Błogosławieństwa i życie błogosławieństwami. To droga Bożych Kobiet, które chcą wspólnie łączyć swe siły i doświadczenie, jako córki, siostry, żony, matki i babcie, by formować się w duchu Ewangelii. Troska o dziewczęta i kobiety to przecież wołanie naszego  ks. Założyciela, który położył nam na sercu każdą kobietę i jej sprawy. Dom Maryi otwarty jest też dla najmłodszych parafian. W każdą sobotę spotykamy się aby w dzieciach i młodzieży zaszczepić miłość do Boga.

S.M Joanna Marcińska