Wyjątkowy ślub

Wyjątkowy ślub

Mimo, że mieszkamy w Rudzie Śląskiej, blisko Zgody, o siostrze Dulcissimie dowiedzieliśmy się dopiero, gdy zachorowała nasza córka Edyta. Ksiądz Piotr, proboszcz z naszej parafii, dał nam wtedy relikwie, czyli ziemie z grobu s. Dulcissimy, przyszłej świętej i tak siostra zagościła u nas, w naszej rodzinie i została naszą przyjaciółką.

U córki zdiagnozowano raka żołądka, to była dla nas trudna diagnoza, ogromny cios, szok.  Nowa, trudna sytuacja do przyjęcia. Najpierw usłyszeliśmy: rak żołądka, a po wycięciu żołądka, dowiedzieliśmy się, że pojawił się przerzut do wątroby. Edyta przeszła trzy operacje, osiem chemioterapii, wiele konsultacji lekarskich. W tych zmaganiach z chorobą, doświadczeniu cierpienia, naszej córce zawsze towarzyszyła Dulcissima. Z jej relikwiami Edyta jeździła do wszystkich szpitali, na wizyty lekarskie, na badania. Siostra Dulcissima była z Edytą, była z nami na co dzień. Za jej wstawiennictwem prosiliśmy o zdrowie dla naszej córki.

Tak się złożyło, że w tym roku chcieliśmy świętować 114. urodziny naszej Przyjaciółki w Brzeziu. Z okazji urodzin siostry Dulcissimy można było napisać „gryfny list” do Solenizantki, bo tak zaproponowały siostry, więc napisałam. Było to dla mnie wielkie wydarzenie, czułam się jakbym napisała list do Nieba. W dniu urodzin byliśmy na mszy św. w klasztornej kaplic, a list do Dulcissimy położyłam w specjalnie przygotowanej dużej kopercie tuż pod ołtarzem.

Potem w krótkim czasie stan zdrowia córki zaczął się poprawiać. Edyta razem ze swoim narzeczonym Dawidem podjęli decyzję o zawarciu sakramentalnego związku małżeńskiego. Wtedy postanowiliśmy zaprosić na tę uroczystość naszą przyjaciółką — siostrę Dulcissimę. Siostra była z nami w trudnych chwilach, zaprosiliśmy ją również do tych szczęśliwych chwil. Ślub Edyty i Dawida był wyjątkowy, bowiem ich gościem była przyszła święta, to było tak namacalnie przeżywane Świętych Obcowanie.

Siostry z Brzezia podarowały nowożeńcom ikonę przedstawiającą siostrę Dulcissimę i św. Tereskę. Ksiądz Piotr przywitał służebnicę Bożą s. Dulcissimę jako najważniejszego weselnego gościa, przy ołtarzu na specjalnie przygotowanym miejscu umieścił portrecik Dulcissimy a na koniec mszy ślubnej pobłogosławił ten przepiękny prezent. Siostra Dulcissima była z nami także na weselu, zajęła miejsce uprzednio dla niej przygotowane na sali weselnej.

Z wizytą do Brzezia zapowiedzieliśmy się na 15.09. Kiedy umawiałam nasze spotkanie z siostrami, Siostra Małgorzata z radością poinformowała nas, że 16.09 to dzień, kiedy są imieniny siostry Dulcissimy. Ucieszyłam się serdecznie. To nie przypadek, nasza przyjaciółka zaprosiła nas do wspólnego świętowania. Chociaż relikwie siostry mamy od dwóch lat i siostra jest z nami na co dzień, to na swoje uroczystości zaprasza nas do siebie, do Brzezia.

Dziękujemy Ci siostro Dulcissimo.

Joanna M

Ruda Śląska, 15,09.2024

Kazanie Biskupa Jacka Kicińskiego

Kazanie Biskupa Jacka Kicińskiego

Drodzy Bracia i siostry! W dniu dzisiejszym, zgromadziliśmy się w tej świątyni by wyrazić Bogu wdzięczność za dar kapłaństwa sługi Bożego ks. Jana Schneidera założyciela Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Dziś słyszeliśmy piękne słowa „Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus śmierć zwyciężył a na życie rzucił światło przez Ewangelię”. Śmierć przyszła na świat przez zawiść szatana a Jezus śmierć pokonuje i daje nam dobrą nowinę. Słowo Jezusa jest zawsze słowem nadziei. Słowo Jezusa jest słowem pokrzepienia, umocnienia. Słowo Jezusa jest zawsze życiodajne, odnawiające.

Dzisiaj w Ewangelii wg św. Marka jesteśmy świadkami dwóch sytuacji po ludzku beznadziejnych, sytuacji po ludzku bez nadziei. Córka Jaira, przełożonego synagogi, dwunastoletnia dziewczynka umiera, dogorywa. Sytuacja bez nadziei. I kobieta, która
od dwunastu lat cierpi na krwotok. Sytuacja bez nadziei. To, co je łączy, to dwanaście lat. Młoda dziewczynka i dojrzała kobieta. Dziewczynka miała 12 lat a kobieta od 12 lat cierpiała. 12 lat. To nie tylko symbol, ale także rzeczywistość, w której znalazł się Izrael. 12 pokoleń Izraela. Pokolenia, które miały być życiodajne, niestety życia nie dały. I w takiej sytuacji, po ludzku bez nadziei, bez wyjścia, pojawia się Jezus – Światło nadziei. Uzdrawia, leczy, pomaga. Z drugiej strony córka Jaira, przełożonego synagogi, jak i kobieta cierpiąca od 12 lat na krwotok nie miały prawa i możliwości spotkać się z Jezusem. Dziewczynka była za bardzo chora, żeby mogła przyjść do Jezusa, a jej ojciec, przełożony synagogi, według prawa nie bardzo mógł iść, żeby prosić Jezusa o pomoc. Kobieta, która cierpiała na krwotok, była według prawa nieczysta.
W takiej rzeczywistości przełożony synagogi, jak i kobieta, która od 12 lat cierpi na krwotok co robią??? Łamią ludzkie schematy. Wbrew logice, wbrew prawu i porządkowi jaki ustalił człowiek, idą do Jezusa. Co ich prowadzi do Jezusa? WIARA. Oni wierzą, że Jezus jest w stanie ich uzdrowić. Nie przepisy, ale wiara, która jest powodowana miłością i pragnieniem życia. Kobieta dotyka szat Jezusa i odzyskuje zdrowie. A Jezus mówi do niej: „Twoja wiara cię ocaliła”. Dziewczynka jest w gorszej sytuacji- umiera, ale Jezus idzie do domu Jaira. I znów, nie powinien się jej dotknąć, bo ona już nie żyje. A Jezus bierze ją za rękę i mówi «Talitha kum», to znaczy: «Dziewczynko, mówię ci, wstań!». I wstała! „Dajcie jej jeść” mówi Jezus. Wiara przełożonego synagogi – Jaira, wiara kobiety i słowa Jezusa- słowa uzdrowienia!

Wszystko pokazuje nam, że Jezus dokonuje w życiu człowieka cudów Bożej miłości,
ale potrzebuje naszego zaangażowania, naszej obecności, naszej ludzkiej determinacji, zaufania, a nade wszystko – drodzy bracia i siostry – naszej wiary. Ta dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam, że dla Boga nie ma nic niemożliwego! Z jednym zastrzeżeniem. Bóg nie uczyni nic, bez nas. Potrzebuje naszego serca,
dlatego Jezus odnawia wszystko to, co człowiek zniszczył. W pierwszym czytanie usłyszeliśmy słowa: ”Bóg stworzył wszystko po to, aby było”. „Do nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka. Uczynił go obrazem swej własnej wieczności”. Wszystko jest dziełem Boga, cały świat i nasze życie jest dziełem Boga.

            Dziś, drodzy bracia i siostry, w tej katedrze, matce kościołów Dolnego Śląska, dziękujemy za dar życia, powołania a nade wszystko, jak powiedzieliśmy na początku,
za kapłaństwo sługi Bożego ks. Jana Schneidera, za 27 lat posługi kapłańskiej. W tym roku obchodziliśmy, 11 stycznia, dwusetną rocznicę Jego urodzin.
Człowiek obdarzony przez Boga wieloma talentami, pochodzący ze zwyczajnej rodziny. To pokazuje, że Bóg może uczynić wielkie rzeczy przez prostego, zwyczajnego człowieka, pod jednym warunkiem – jeśli on zaangażuje swoje serce. Dziękujemy za kapłaństwo ks. Jana Schneidera, a przede wszystkim dziękujemy za to, co Bóg czynił przez Jego posługę. Stał się narzędziem w ręku Boga. A będąc narzędziem w ręku Boga, starał się dostrzegać te obszary i znaki, które Bóg wskazywał w Jego posłudze kapłańskiej. Dziewczęta, kobiety, XIX wiek, Wrocław, miasto, rozwój przemysłu
i napływ ludności, zagubienie – zwłaszcza w przestrzeni moralnej. Ks. Jan odczytuje
te znaki czasu- nie można tych ludzi zostawić samymi sobie, trzeba im pomóc, trzeba stać się narzędziem w ręku Boga. Rozpoczyna i wytrwale prowadzi Boże dzieło pomocy dziewczętom
kobietom. I troszczy się o ludzi chorych, a w parafii prowadzi zwyczajną, codzienną prostą posługę kapłańską. Drodzy bracia i siostry, patrząc na kapłaństwo sługi Bożego ks. Jana Schneidera, widzimy, że to z jednej strony, zwyczajny, prosty kapłan, a z drugiej strony jednak NIEZWYCZAJNY. Kapłaństwo nie przyszło Mu łatwo. Droga do kapłaństwa nie była słana kwiatami. On doświadczał wielu trudności, a później w codziennej posłudze kapłańskiej również wielu wyrzeczeń. Skąd czerpał moc? Ks. Jan Schneider był człowiekiem Słowa Bożego. Był człowiekiem adoracji Najświętszego Sakramentu. Swoje życie zawierzył Maryi Niepokalanej. Patrzę na życie ks. Jana i widzę jak pięknie koresponduje ono z czasem, który my obecnie przeżywamy w Archidiecezji Wrocławskiej. Ks. Schneider był człowiekiem synodu, człowiekiem wspólnej drogi wiary, którą przeżywał z wiernymi, z każdym człowiekiem. „Uczyńcie wszystko, co powie wam Syn”. On słuchał Chrystusa, adorował Chrystusa, był do Jego dyspozycji a słuchając Jezusa, adorując Najświętszy Sakrament, po prostu tworzył wspólnotę jako kapłan. Był człowiekiem wspólnoty, komunii, gromadził wokół siebie ludzi, także tych, którzy chcieli coś więcej uczynić w Kościele i dla Kościoła.  Gromadził również tych zagubionych – dziewczęta i kobiety często wykorzystywane. Wiedział doskonale, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga. Ale tworzyć wspólnotę to jeszcze nie wszystko. On poszedł krok dalej. Formował serca, przygotowywał, tłumaczył, wyjaśniał, głosił słowo, ale również tworzył miejsca obecności, a formując serca, przygotowywał do misji.  Sytuacja kobiet wtedy, gdy posługiwał sługa Boży ks. Jan Schneider – połowa XIXw. – była bardzo podobna do tej, o której słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. 12-letnia dziewczynka dogorywała. Taki był też los młodych dziewcząt, które przyjeżdżały do miasta bez opieki rodziców, bliskich. Tak naprawdę bardzo często były skazane na śmierć duchową. I były kobiety, które cierpiały na krwotok, krwotok swojego serca. Wykorzystywane, zostawione i porzucone. I co robił ks. Jan Schneider? Wstawiał się za tymi, które były w sytuacji beznadziejnej, niósł im Jezusa Chrystusa, który mówił «Talitha kum», to znaczy: «Dziewczynko, mówię ci, wstań!», twoje życie może być piękne! On również przyprowadzał do Jezusa kobiety, które cierpiały. Po co? Aby mogły dotknąć się Jego szat. I wiele z nich odzyskiwało zdrowie. I TO JEST PIĘKNO KAPŁAŃSTWA KS. JANA SCHNEIDERA – TWORZYĆ WSPÓLNOTĘ, FORMOWAĆ SERCA I REALIZOWAĆ MISJĘ – PRZYPROWADZAĆ INNYCH DO JEZUSA CHRYSTUSA. DLATEGO DROGA JEGO KAPŁAŃSTWA STAŁA SIĘ DROGĄ ODNOWY DUCHOWEJ CZŁOWIEKA, a ta droga odnowy duchowej człowieka, stała się dla Kościoła wrocławskiego drogą jego odnowy.

DZIŚ TRZEBA PRZYPOMINAĆ I WSKAZYWAĆ NA PRZYKŁAD JEGO MIŁOŚCI DO BOGA, KOŚCIOŁA I DRUGIEGO CZŁOWIEKA, TRZEBA POKAZYWAĆ PIĘKNO JEGO POŚWIĘCENIA
I ZAANGAŻOWANIA, TRZEBA MÓWIĆ, ŻE KS. JAN SCHNEIDER – SŁUGA BOŻY – BYŁ WZOREM SŁUŻBY, ŻYCIA I POŚWIĘCENIA.

Drodzy bracia i siostry uczyńmy wszystko, abyśmy potrafili, jak On dostrzegać drugiego człowieka wstawiać się za nim i przyprowadzać innych do Jezusa, by dzisiejszy człowiek mógł odzyskać zdrowie i siłę. Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus śmierć zwyciężył a na życie rzucił światło prze Ewangelię. Bądźmy ludźmi Słowa Bożego i uczyńmy wszystko, co Jezus nam powie. Amen.

Kazanie biskupa Waldemara Musioła w Rudziczce.

Kazanie biskupa Waldemara Musioła w Rudziczce.

175. ROCZNICA ŚWIĘCEŃ KAPŁAŃSKICH

SŁUGI BOŻEGO KS. JANA SCHNEIDERA

RUDZICZKA, KOŚCIÓŁ pw. TÓJCY ŚWIETEJ – 23 czerwca 2024 r.

Ks. Bp Waldemar Musioł

Umiłowani w Chrystusie, Siostry i Bracia!

Czcigodne Siostry Maryi Niepokalanej! Drodzy Współbracia Kapłani!

Zbliżając się dziś do ołtarza Pańskiego, przynoszę razem z Wami, Kochane Siostry i Drodzy Parafianie, serdeczną wdzięczność, pamięć i nadzieję. Po pierwsze wdzięczność Bogu za osobę i dzieło sługi Bożego ks. Jana Schneidera, którego ślady dziecięcych stóp, a jeszcze bardziej dziecięcej wiary i zaufania do Boga i Maryi przechowuje ta parafialna wspólnota i ta świątynia. Urodzony w 1824 r. w pobliskich Mieszkowicach, dziś należących do parafii Szybowice, spędził wprawdzie lata dzieciństwa w biedzie i niedostatku, ale był tu otoczony miłością i wspierany świadectwem wiary swoich rodziców, przykładem pracowitości ojca w tutejszym parafialnym gospodarstwie oraz niesiony modlitwą i edukacyjnym wsparciem kapłanów, zwłaszcza ks. proboszcza Antoniego Hoffmana. Jak zgodnie twierdzą biografowie naszego Sługi Bożego, to właśnie m.in. klimat tego miejsca ukształtował jego duchowość, jego spojrzenie na świat i na drugiego człowieka. Zasiewane tutaj ziarno człowieczeństwa, wiary i kapłańskiego powołania, które rozpoznał i mocno wspierał w młodym Johannesie miejscowy proboszcz, następnie edukacja
w nyskim gimnazjum, a potem studia we Wrocławiu – wydały plon stokrotny. Był nim, rozpoznany przez niego samego i przez przełożonych, charyzmat oddanego duszpasterza kobiet, które – w połowie XIX wieku – z powodu biedy przybywając do większych ośrodków i miast, podejmowały pracę w zakładach czy służbę w gospodarstwach, gdzie były wykorzystywane i często padały ofiarą ludzkiej nieuczciwości, a nieraz same ulegały pokusie łatwego pieniądza i wpadały w sidła nieobyczajności i grzesznego życia;. Charyzmat ten dał początek Stowarzyszeniu Najświętszej Maryi Panny dla niesienia pomocy tym kobietom, a wreszcie Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej dla duchowej opieki nad tym dziełem. Zasadną jest więc dziś nasza wspólna wdzięczność Bogu składana tu z kolejnym pokoleniem mieszkańców Rudziczki i Mieszkowic oraz kolejnym pokoleniem Sióstr. Zaproszenie mnie do niej poczytuję sobie
za prawdziwy zaszczyt.

Obok wdzięczności gromadzi nas tu także pamięć, a właściwie wspomnienie dnia, o którym sam Sługa Boży mawiał, że był „najważniejszym dniem w jego życiu”. Mam na myśli 1 lipca 1849 r., w którym
ks. Jan Schneider przyjął w kościele pw. Świętego Krzyża we Wrocławiu święcenia kapłańskie z rąk
bp. Melchiora von Diepenbrocka. To dzień, który był ukoronowaniem jego pragnień i rozpoczętej tutaj,
w Rudziczce, drogi. Wspomnienie tamtego wydarzenia czynię dzisiaj wobec Was i z obecnymi tu kapłanami dziękczynieniem także za nasze kapłaństwo. A ponieważ – zmagając się z towarzyszącymi mu dzisiaj wyzwaniami – koniecznie potrzebujemy wstawienników i wspomożycieli, odnajduję go dzisiaj
w słudze Bożym ks. Janie, którego orędownictwu powierzam siebie i moich braci,
a Was pokornie proszę o modlitwę za nas. 

Razem z wdzięcznością i serdecznym wspomnieniem dnia święceń kapłańskich, gromadzi nas tu także nadzieja na to, że owocem wielu starań, przede wszystkim obecnych tutaj Sióstr, które to starania szczerze podziwiam i którym błogosławię, będzie wyniesienie sługi Bożego ks. Jana Schneidera na ołtarze, aby mógł całemu Kościołowi przyświecać jako wzór wielu cnót, jako przykład umiejętności rozpoznawania znaków czasu, jako apostoł miłosierdzia wobec ubogich i zagubionych oraz wypraszać – jako błogosławiony – łaski potrzebne nam w naśladowaniu tych cnót. Tę nadzieję zamieniamy dziś na gorliwą modlitwę o łaskę rychłej beatyfikacji ks. Jana.  

Choć każde z tych poruszeń serca (wdzięczność, pamięć i nadzieja) jest miłe Bogu i zostanie przez Niego przyjęte z tego ołtarza, nie poprzestawajmy na nich. Nie musimy bowiem czekać na oficjalne orzeczenie Kościoła, aby w świetle Słowa Bożego postawą ks. Jana się zainspirować, zmotywować, a może nawet zawstydzić.

Fragment Ewangelii św. Marka, który usłyszeliśmy przed chwilą, przypomniał nam wydarzenie burzy na jeziorze i doświadczenie lęku o życie i wątpliwości, jakie pojawiły się w sercach uczniów spoglądających na śpiącego w łodzi Jezusa.

Burza symbolizuje te doświadczenia życia, które nazywamy przeciwnościami losu, zagubieniem, brakiem nadziei, lękiem. Burza może stanowić albo dziejowe tło ludzkiego życia, albo może też być doświadczeniem bardzo osobistym. Jeden i drugi wymiar burzy na jeziorze był udziałem sługi Bożego ks. Jana Schneidera. Burzliwe były bowiem czasy, w których żył; czasy, które były tłem jego kapłaństwa i jego dzieła obrony kobiet. Najpierw oświeceniowe konsekwencje rewolucji francuskiej z końca XVIII wieku, a następnie rewolucja przemysłowa w I połowie XIX wieku na Dolnym Śląsku doprowadziła do skrajnego ubóstwa mieszkańców wsi i wywołała ich migrację do miast, do pracy, gdzie czekały nie tylko pieniądze, ale także pokusy odejścia od Boga, od jego przykazań, gdzie czyhała niemoralność i w konsekwencji beznadzieja. A pod koniec życia ks. Jana kolejne dziejowe zjawisko Kulturkampfu, które o mały włos,
w nurcie antykościelnych działań cesarza Bismarcka, nie zniszczyło dzieła jego życia. Nie brakowało też fal uderzających bezpośrednio w łódź życia ks. Jana: w młodości było to zgorszenie porzuceniem kapłaństwa przez ks. Johanessa Ronge z Biskupowa, z którym miał kontakt, i przewrotne jego nauczanie przeciwko Kościołowi; a później w kapłaństwie także „kłody rzucane przez administrację państwową pod nogi” założonego przez niego Stowarzyszenia i wreszcie – co musiało szczególnie boleć – niezrozumienie ze strony Kościoła i trudności związane z powstaniem zgromadzenia zakonnego i uzyskania dla niego odpowiedniego statutu i pozwoleń na sprawowanie kultu w klasztornej kaplicy.

W tych wszystkich społecznych i osobistych burzach postawa ks. Jana daleka była od postawy uczniów z dzisiejszej Ewangelii. Nie była pewnością siebie albo brakiem obaw czy lęków, bo ks. Jan pozostał
w tym wszystkim człowiekiem, ale też w jego postawie nie było nic z wyrzutu uczniów: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? » (Mk 4, 38). Było w nim raczej przekonanie, iż Jezus – który jest obecny w łodzi jego życia, nawet jeśli po ludzku wydaje się, że śpi, a po Bożemu, że wystawia na próbę – pomoże przejść zwycięsko próbę i da odpowiednią porcję łaski, by dobre pragnienia, zgodne z Jego wolą, wydawały dobre owoce. Ksiądz Jan, przestrzeżony zapewne lękliwą postawą uczniów w łodzi, bardziej za św. Pawłem wiernie realizował wyzwanie z dzisiejszego Drugiego Czytania: «Miłość Chrystusa, [objawiona przez Jego śmierć i zmartwychwstanie] przynagla nas (…) aby ci, co żyją, już nie żyli
dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał» (2 Kor 5, 14).             

Kochane Siostry i Drodzy Bracia! Burza i to, co ją symbolizuje jest niejednokrotnie także tłem naszego życia, zarówno w wymiarze dziejowym, jak i osobistym. Nie znalazłem dotąd bardziej przejmującego komentarza do ewangelicznej sceny o burzy na jeziorze niż ten, którego dokonał Papież Franciszek
w dniu, który – jak sądzę – wszyscy tu obecni doskonale pamiętamy. Był to piątkowy wieczór 27 marca 2020 r. W pierwszych tygodniach po wybuchu epidemii idąc samotnie w rzęsistym deszczu po pustym Placu Świętego Piotra, modlił się za cały świat, za chorych i tych, którzy im pomagali. Komentując właśnie ten fragment Ewangelii, który przed chwilą usłyszeliśmy, dokonał dziejowej diagnozy kondycji naszego czasu; diagnozy, która mimo upływu kolejnych 4 lat nie straciła na aktualności, a zdaje się,
że każdy kolejny rok czyni ją jeszcze bardziej aktualną. Tak modlił się Papież: «W tym naszym świecie, który kochasz bardziej niż my, ruszyliśmy naprzód na pełnych obrotach, czując się silnymi i zdolnymi do wszystkiego. Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości,
nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie. Teraz, gdy jesteśmy na wzburzonym morzu, błagamy cię: „Zbudź się, Panie!”».

Spoglądając krytycznym okiem na otaczającą nas rzeczywistość, zauważamy z pewnością wszystkie
te zjawiska w naszym społeczeństwie, także w naszej Ojczyźnie. Co więcej, sami generując życiowy pośpiech, ulegając pokusie brania i czerpania z dóbr tego świata bez umiaru, obojętniejąc na Boży porządek stworzenia, pogłębiając społeczną polaryzację i głębokie podziały, przymykając oko na prawdziwą ludzką biedę, która dotyczy nie tylko chleba, ale sięga znaczenie głębiej, wreszcie doświadczając także bardzo osobistych burz i kryzysów, których nie sposób tu wymienić – jesteśmy, niestety, skłonni bezczelnie zarzucać Bogu obojętność, tak jak uczynili to uczniowie w łodzi: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» Jakże bolesne musi to być dla Boga, któremu – jak nikomu innemu – zależy na naszym dobru? Jakże mógłby żałować daru wolności, którego nam udzielił, byśmy dokonując wyboru, sami stawali po właściwej stronie. Ale tego nie żałuje, bo nas kocha i w niektórych kwestiach ciągle liczy na ludzką refleksję i opamiętanie, także wtedy, gdy mówi do nas: «Czemu tak bojaźliwi jesteście?
Jakże brak wam wiary
!» (Mk 4, 39-40).  

Pozostając więc w łodzi życia i świadomi targających nią wiatrów, zapytajmy: Jak możemy zareagować na ten wyrzut?; a dziś jeszcze dodatkowo: Jak możemy się zainspirować postawą sługi Bożego ks. Jana Schneidera, by naprawić tę bolesną Franciszkową diagnozę? Na dwie rzeczy chciałbym zwrócić uwagę: na wiarę i na miłosierdzie!

Po pierwsze, na wspomnianą już wiarę ks. Jana i zaufanie do Boga, których nauczyła go Ta, której od początku zawierzył swoje życie i kapłaństwo, a potem kolejne swoje dzieła, a więc najpierw stowarzyszenie, a potem zgromadzenie zakonne – Maryja. Msza prymicyjna, odprawiona 2 lipca 1849 r. w kaplicy maryjnej katedry wrocławskiej, była zapewne szczególnym momentem tego zawierzenia. Skoro my dziś mamy skłonność, by zajmować miejsce Boga, potrzebujemy w sobie i w innych budzić świadomość,
że nie jesteśmy samowystarczalni, że sami toniemy, że potrzebujemy Pana,
jak starożytni żeglarze gwiazd. Świadomość niewystarczalności ludzkich starań w zmaganiu o duchową przyszłość (naszą i całej ludzkości) niech sprawia, że odważniej zaprosimy Jezusa do łodzi naszego życia, by doświadczyć,
że z Nim na pokładzie nie dojdzie do katastrofy, że mimo trudnych doświadczeń On wniesie w nasze burze i nawałnice pokój ducha, że z Nim życie nigdy nie umiera. Zaufanie do Boga, cierpliwość w znoszeniu przeciwności, wytrwałość w realizacji celów połączona z posłuszeństwem Kościołowi ks. Jana niech nam będzie wspomożeniem w oddawaniu steru naszego życia Bogu.  

W życiu sługi Bożego ks. Jana Schneidera znajduję jeszcze jedno antidotum na dzisiejsze „dawanie się pochłonąć rzeczom i oszołomienie pośpiechem” – tak w wymiarze dziejowym, jak i osobistym. Jest nim miłosierdzie. Autorzy biografii ks. Jana sięgają czasami po pojęcie: „dolnośląski apostoł miłosierdzia” na określenie jego wrażliwości i zaangażowania na rzecz duchowej obrony kobiet. Jego miłosierne oczy – nie na ludzki, ale na Jezusowy, czysty sposób – spoglądały nie tylko na parafian, ale na kobiety z fabryki cygar w Wiązowie, gdzie był wikarym, a potem na podopieczne Stowarzyszenia Maryi Niepokalanej, wreszcie na Siostry Maryi Niepokalanej w czasach tworzenia się nowej zakonnej wspólnoty. Jego miłosierne dłonie – ozdobione pragnieniem służby i dystansem do własnego posiadania i komfortu – otwierały kieszenie i portfele darczyńców, nie wyłączając wielkich tego świata, którzy hojnie wspierali dzieło pomocowe Stowarzyszenia. Rytm jego miłosiernego serca był słyszany jeszcze długo po jego śmierci
i to nie tylko we Wrocławiu. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć jednego echa z tego miłosiernego rytmu serca ks. Jana, jakim był udział Sióstr Maryi Niepokalanej w tworzeniu branickiego Miasteczka Miłosierdzia i wsparciu w tym dziele bpa Józefa Nathana. Nie sposób nie wspomnieć o tym także dlatego, że dziś w Drugim Czytaniu z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian zawarte są słowa jego biskupiego zawołania: «Caritas Christi urget nos – Miłość Chrystusa przynagla nas», a on sam – wierzymy
w to mocno – obok ks. Jana Schneidera dostąpi chwały ołtarzy.

Niech przykład obu będzie nam dzisiaj zachętą do tego, byśmy kluczem naszego miłosierdzia: miłosiernych oczu, dłoni i serc otwierali drzwi ludzkich serc i bramę do przyszłości Kościoła, naszej Ojczyzny
i świata. Cóż to oznacza? Najpierw umiejętność nazwania i rozpoznania ludzkiej biedy i ubóstwa, którą nie jest już tylko brak rzeczy materialnych, a więc umiejętność czytania znaków czasu. Następnie umiejętność wejścia w czyjąś historię, by rozpoznać prawdziwość i słuszność jego potrzeb. Wreszcie uruchomienie całych pokładów obecnej w naszym sercu wrażliwości i wielkoduszności, aby nimi Pan Bóg mógł wobec ludzi, zarówno „pochłoniętych rzeczami i oszołomionych pośpiechem”, a więc ubogich duchowo, jak i tych, którzy doświadczają innych form ubóstwa w postaci biedy, wykluczenia i samotności (jak kobiety Wrocławia w XIX wieku) – pisać kolejne karty swojej historii zbawienia, historii swojej miłości do człowieka. Kochane Siostry i Drodzy Bracia! Czas chyba kończyć, choć księga życia sługi Bożego ks. Jana Schneidera zawiera jeszcze wiele inspirujących stronic. Wierzę, że nasza dzisiejsza wdzięczność, pamięć i nadzieja, wreszcie próba zaczerpnięcia z jego przykładu na czas naszego rejsu życia po wzburzonych wodach codzienności przyczyni się do tego, że do tej księgi, Wy, Drogie Siostry i Wy, Kochani Parafianie z Rudziczki, będziecie często sięgać i skutecznie sczytywać z niej metodę na świętość i sposób na wieczność. Amen .  

Święta Róża z Limy, patronka naszego Zgromadzenia

Święta Róża z Limy, patronka naszego Zgromadzenia

Święto: 23 sierpnia
Urodzona: 20 kwietnia 1586, Lima, Peru, jako Isabel Flores de Oliva
Zmarła: 24 sierpnia 1617, Lima, Peru
Kanonizowana: 12 kwietnia 1671, papież Klemens X
Patronat: hafciarki, ogrodnicy, kwiaciarze, Ameryka Łacińska, Peru, Filipiny, Indie, Kalifornia, przeciwniczka próżności, wyśmiewana za pobożność.

Modlitwa o wstawiennictwo
Chwalebna święta Różo z Limy, która wiedziałaś, co to znaczy kochać Jezusa tak szlachetnym i hojnym sercem.
Ty, która od dzieciństwa gardziłaś próżnościami świata, aby przyjąć Jego Krzyż, która kochałaś z niesłabnącym oddaniem naszą Niebieską Matkę i okazywałaś wielkie czułe oddanie biednym, służąc im tak samo, jak czynił to Jezus.
Naucz nas naśladować Twoje największe cnoty, abyśmy za Twoim przykładem mogli cieszyć się Twoją chwalebną opieką w Niebie.
Przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który żyje i króluje na wieki wieków.
Amen

Homilia biskupa Jacka Kicińskiego z okazjii 200. urodzin naszego Księdza Założyciela

Homilia biskupa Jacka Kicińskiego z okazjii 200. urodzin naszego Księdza Założyciela

Drodzy Bracia w powołaniu kapłańskim,

Kochane Siostry Maryi Niepokalanej, jakże bliskie memu sercu,

Bracia i siostry w Chrystusie Panu,

Dziękujemy dzisiaj za życie, za powołanie i za to piękne Dzieło sługi Bożego Jana Schneidera.  Dwa wieki minęły od jego urodzin, a jakże to Dzieło jest dziś bardzo aktualne. Możemy powiedzieć: to jest właśnie dar Ducha Świętego, powiew, który trwa do dzisiaj. Gdy spojrzymy na postawę, na życie sługi Bożego Jana Schneidera możemy powiedzieć, że jak bardzo koresponduje ono z dzisiejszą liturgią Słowa. A dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Dlatego, że sługa Boży ks. Jan Schneider był człowiekiem Słowa Bożego. Żył ewangelią i ewangelią dzielił się z innymi. A dzisiaj moi drodzy jesteśmy świadkami ważnego wydarzenia i w życiu Jana Chrzciciela i w życiu jego uczniów. Zobaczmy, że widzimy dzisiaj Jana Chrzciciela, który stoi ze swoimi uczniami. On stoi. Chciałoby się powiedzieć: doszedł do pewnego momentu, w którym kończy się jego misja. Wypełnił swoje zadanie. Ta postawa zatrzymania się to nie jest coś biernego. Zatrzymał się, ponieważ czeka. Czeka na Jezusa Chrystusa i przychodzi ten moment, kiedy przechodzi Jezus i wtedy Jan Chrzciciel mówi: oto Baranek Boży, oto Ten, na którego ja czekam i na którego wy czekacie. Jan stoi czekając, a Jezus idzie dalej. Jan przygotował drogę dla Jezusa i po tej drodze, kroczy dalej Jezus Chrystus. Oto Baranek Boży. Oto Ten! Jan Chrzciciel, jak gdyby chce powiedzieć uczniom: ja już więcej dać wam nie mogę. Idźcie za Nim. Idźcie dalej, bo On was poprowadzi i uczniowie poszli za Jezusem, i tak rozpoczęła się droga powołania, droga wiary Andrzeja i drugiego ucznia. Nie wiemy, jak miał na imię. I ta droga wiary jest drogą powołania, bo powołanie jest drogą wiary. Ma konkretne etapy. Pierwszy etap to pragnienie pójścia za Jezusem. Poszli, ponieważ Go zobaczyli, a później rozpoczyna się dialog.  Jezus stawia pytanie. Czego szukacie? Na to pytanie Jezusa ci dwaj uczniowie odpowiadają swoim pytaniem, pytaniem swojego serca. Gdzie mieszkasz? A Jezus mówi, chodźcie a zobaczycie. Kolejny etap drogi powołania: Oni poszli za Nim, zobaczyli, gdzie mieszka, pozostali u Niego. Jaki efekt tego spotkania z Jezusem? Świadectwo wiary. Idą i mówią: Znaleźliśmy Mesjasza. Mówią to do Piotra, którego przyprowadzili do Jezusa. A potem powołanie Piotra. Ty jesteś Szymon, syn Jana? Będziesz nazywał się Kefas, Piotr. Kochani to streszczenie drogi wiary i powołania Andrzeja, drugiego ucznia i Piotra. Patrząc na dzisiejszą ewangelię możemy powiedzieć, że również i naszym zadaniem jest z jednej strony być Janem Chrzcicielem, który przygotowuje drogę, który wskazuje na Jezusa. A nie zatrzymuje na sobie. Jan mówi, on jest Mesjaszem. To jest Baranek Boży i to jest pierwsze zadanie na drodze naszej wiary i na drodze naszego powołania, ale z drugiej strony nieustannie jesteśmy uczniami Jezusa, jak ci dwaj, którzy poszli za nim. Droga z Jezusem, jak powiedzieliśmy sobie: to jest droga wiary i dziś. Tak jak Jezus zapytał się Andrzeja i drugiego ucznia, Jezus stawia nam pytanie. Pytanie bardzo ważne. Dotyczące sensu i istoty naszej wiary. Jezus pyta się nas: czego my szukamy? To znaczy, jakie są nasze pragnienia? Jakie są nasze oczekiwania, na drodze pójścia za Jezusem? Czy my na tej drodze chcemy poznawać Jezusa? Czy my chcemy zobaczyć, gdzie Jezus mieszka? I czy my chcemy wejść do Jego domu? I czy w tym domu chcemy być z Jezusem? Patrząc na dzisiejszy świat i pewnie nasze życie, bo każdy z nas ma swoje własne oczekiwania, mamy własne plany, mamy własne marzenia. I dziś Jezus się pyta, czego szukasz? Czego pragniesz? To nie tylko chodzi o nasze uczucia, ale to chodzi o konkretną naszą postawę życiową. Zobaczymy, że z tego co jest zewnętrzne Jezus chce nas zaprosić do swojego domu do wejścia, do wnętrza. Co to znaczy? [To znaczy], że na drodze wiary Jezus chce wejść z każdym i z każdą z nas w osobową relację. Jezus zaprasza nas do swojego domu. Drodzy bracia i siostry, kogo zaprasza się do domu? Do domu nie zaprasza się kogoś obcego. Do domu zaprasza się kogoś bliskiego, kogoś do kogo ma się zaufanie. Dlatego w dzisiejszej ewangelii Jezus traktuje nas jako kogoś bardzo bliskiego, traktuje nas jako swoją rodzinę, zaprasza nas do swojego domu, a w tym domu Jezus nie ma przed nami żadnych tajemnic Zobaczmy, że Ci dwaj uczniowie, którzy poszli za Jezusem i zostali w Jego domu musieli doświadczyć czegoś szczególnego, musieli w tym domu Jezusa doświadczyć czegoś niesamowitego. Dlatego, że po tym spotkaniu w domu Jezusa oni poszli i dali o Jezusie świadectwo. Mówią do Piotra: znaleźliśmy Mesjasza. To jest Pomazaniec Boży. I tego Piotra przyprowadzili do Jezusa.

Bracia i siostry,

Czy my dzisiaj możemy powiedzieć: znaleźliśmy Mesjasza? Czy my dzisiaj przeprowadzamy innych do Jezusa? W świecie, w którym my żyjemy idąc za Jezusem są różne oczekiwania, a Jezus nas zaprasza do swojego domu. Tym domem jest Kościół i to jest miejsce, w którym spotykamy się z Jezusem Chrystusem. Czy my w tym Kościele, w tym domu Jezusa pragniemy uszanować to co jest Jego własnością? A co jest własnością domu Jezusa? Modlitwa, słowo i sakramenty. I teraz zobaczmy w kontekst tego cośmy powiedzieli do tej pory. W kontekst dzisiejszej ewangelii wpisuje się życie sługi Bożego ks. Jana Schneidera. 200 lat od jego narodzin i patrząc znów na jego życie widzimy z jednej strony, że jego życie było na wzór Jana Chrzciciela, który wskazywał na Jezusa: oto Baranek Boży. To było jego życie. Nigdy nie uległ pokusie taniej popularności, żeby zatrzymać na sobie. Oto Baranek Boży. Z drugiej strony był nieustannie uczniem Jezusa do końca życia, który poznawał Jezusa, mieszkał w Jego domu, którym był Kościół i do tego Domu przeprowadzał innych. Urodzony 11. stycznia 1824 roku. 13 stycznia ochrzczony. I zobaczmy, że nie jest to dzieło przypadku: dzisiejsza ewangelia, która mówi o Janie Chrzcicielu, bo przecież duchowym przewodnikiem sługi Bożego księdza Jana Schneidera był właśnie Jan Chrzciciel i z drugiej strony bycie uczniem Jezusa. 1848 rok. Po ukończeniu studiów uniwersyteckich wstępuje do seminarium duchownego i  to był właśnie ten moment wzajemnie kierowanych do siebie pytań. Z jednej strony ujrzał Jezusa i poszedł za nim, a Jezus go pytał: czego szukasz? Sługa Boży pytał się [Jezusa], gdzie mieszkasz? Poszedł i zamieszkał z Jezusem, w domu Jezusa Chrystusa. Tym domem stał się Kościół wrocławski. 1 lipca 1849 roku przyjmuje święcenia kapłańskie. Pierwsza msza święta prymicyjna [sprawowana jest] w naszej katedrze wrocławskiej. A później kolejne posługi, miejsca wskazywania na Jezusa Chrystusa. Wiązów. Kościół Matki Bożej na Piasku i wreszcie ta cudowna, piękna świątynia dedykowana Imieniu Jezus. Zobaczymy, że w tych wszystkich miejscach służby w Kościele Jezusowym Chrystusem dał się słyszeć głos gorliwego kapłana, który mówił: znaleźliśmy Mesjasza! To było jego świadectwo życia. To była wizytówka jego wiary. Znaleźliśmy Mesjasza! A ten kto znajdzie Mesjasza nie zatrzymuje Go dla siebie. Przyprowadzał innych do Jezusa. To, co cechowało życie, posługę wiary i powołanie sługi Bożego Jana Schneidera, to mówiąc współczesnym językiem albo językiem Ojca Świętego Franciszka. Duszpasterstwo obecności. On po prostu był. A jak się jest, to się widzi wiele. Sługa Boży Jan Schneider przede wszystkim dostrzegał ludzi ubogich, biednych. A pośród tych ludzi ubogich i biednych szczególne miejsce w jego życiu zajmowały kobiety, które znalazły się w tragicznej sytuacji moralnej. To nie był łatwy czas. Dlatego młody ksiądz Jan Schneider miał przede wszystkim doskonałe rozeznanie sytuacji. Możemy od niego dziś uczyć się jak rozeznawać znaki czasu i jak dawać na nie odpowiedź w świetle Słowa Bożego. Widział bardzo wyraźnie właśnie te problemy związane z sytuacją kobiet i dziewcząt, jakże często wykorzystywanych. Tych problemów było tak wiele, że wiedział doskonale, że sam sobie z tym nie poradzi. Dlatego odpowiadając na natchnienie Ducha Świętego zakłada piękne dzieło pomocy potrzebującym, które dedykuje Najświętszej Maryi Pannie, a potem powstaje Zgromadzenie zakonne sióstr Maryi Niepokalanej. Cóż, można więcej. To jest właśnie uczeń Jezusa Chrystusa. Wskazuje i staje się uczniem. Uczeń, misjonarz. I dziś, gdy patrzymy po dwustu latach na dzieło jego życia, albo na Boże dzieło, w którym Bóg posłużył się sługą Bożym księdzem Janem Schneiderem, widzimy piękno, drogę wiary. Widzimy drogę wiary kapłana wiernego, ale kapłana również doświadczonego wielkim cierpieniem. Kapłana, który był przez wielu niezrozumiany, ale przede wszystkim mamy obraz kapłana, który spotkał Jezusa i poszedł za Nim. Stał się świadkiem Jego obecności. Kapłan, który dał pierwszeństwo Jezusowi Chrystusowi, mówiąc: oto Baranek Boży, idźcie za Nim.

Wobec tak nakreślonego życia, posługi sługi Bożego Jana Schneidera, drodzy bracia i siostry, prośmy Dobrego Boga dziś, w tej świątyni, w której był pasterzem, aby nigdy nie zabrakło ludzi, których życie będzie na wzór sługi Bożego ks. Jana Schneidera opowieścią o Bożym Miłosierdziu, aby nigdy nie zabrakło również kapłanów wiernych, którzy wskazują na Jezusa Chrystusa i idą za Nim. Amen.

O. bp. Jacek Kiciński CMF

Wrocław, 04.01.2024r

Do Ojca

Do Ojca

Ojcze Janie o sercu co odbija w sobie Boga samego
O sercu czystym intencją i prostym w miłowaniu.
Wstawiaj się za nami.
Ojcze Janie, o sercu czystym – fundamencie świątyni Boga Trójjedynego,
O sercu ukształtowanym dobrymi uczynkami i przejrzystą wyobraźnią
Wstawiaj się za nami.
Ojcze Janie, synu Maryi Niepokalanej,
O sercu ufnym i pełnym zawierzenia.
Wstawiaj się za nami.
Ojcze Janie, przedsiębiorczy i zmotywowany,
O sercu otwartym i pełnym miłosierdzia.
Wstawiaj się za nami.
Ojcze Janie, bogaty w talenty i charyzmaty,
O sercu co umie się dzielić i nie stawia granic.
Wstawiaj się za nami.
Ojcze Janie, pełen nadziei i dobroci,
O sercu stabilnym, wypełnionym pełnią Boga.
Wstawiaj się za nami.

s.M. M. Małgorzata Cur SMI

8 grudnia 2023r

Szafarzu Bożych Tajemnic