„ Pouczę cię i wskażę drogę, którą pójdziesz,

Umocnię moje spojrzenie na Tobie…” Ps 32,8

 

To spojrzenie Jezusa jest dla mnie bardzo ważne. Patrzę na Niego, Obecnego w Eucharystii i On patrzy na mnie…patrzy w moje serce. Właściwie to przenika moje serce i duszę, przywraca mi życie, uzdrawia to, co słabe, grzeszne. I umacnia na drodze, którą krok po kroku mi wskazuje…

Wiem, że mnie prowadzi…różne to drogi, ale wiem, że to Jego drogi dla mnie. I to mi wystarcza.

To niesamowite, że to spojrzenie Jezusa wyryte w moim sercu, jest jak pieczęć, która w pewien sposób mnie naznacza, że należę do Niego, że jestem w Jego Rękach.

Tu, w miejscu, w którym teraz jestem, w Domu Dziecka w Klenicy, to Jego Spojrzenie szczególnie towarzyszy mi przez Maryję.

Posługuję bowiem wśród dzieci, które potrzebują domu… i ciepłego spojrzenia na nich, na ich życie, historie, troski i radości.

I pomyśleć, że kiedyś sama chciałam założyć własny, rodzinny dom dziecka😊. Bóg jednak sam go dla mnie w pewien sposób założył…

Mocno czuję, że jest w moim sercu taka przestrzeń, którą mogę nazwać DOM i wiem, że jest ona związana z przyjmowaniem w serce ludzi, których Pan stawia na mojej drodze życia i powołania. To jest też przestrzeń słuchania, troski o drugiego człowieka, to miejsce dzielenia się sercem, które staje się domem.. A może inaczej… to dom, w który chciałabym przyjąć każdego rodzi się w moim sercu.

Próbuję więc każdego dnia je kształtować i otwierać…

A teraz w tym czasie moje myśli stale związane są z tajemnicą spojrzenia Maryi na Jezusa.

Kiedy spoglądam na Maryję, czuję, że jestem jakby ukryta w Jej spojrzeniu, schroniona w nim i oddana Bogu. Modlę się, bym umiała patrzeć na innych ludzi, na dzieci, wśród których jestem, oczami Maryi. I proszę Maryję, by to Ona patrzyła za mnie, kochała, służyła…by podarowała mi Swoje Oczy i delikatne spojrzenie, pełne troski i miłości, z którego rodzi się życie…

Świadomość, że wzrok Boga czuwa nade mną, sprawia, że jestem bezpieczna i ufam, że wszystko, co się dzieje jest w Jego Rękach. Zranione, dotknięte cierpieniem dzieci, z którymi pracuję, po prostu jestem, potrzebują poczucia bezpieczeństwa i doświadczenia, że są ważne i kochane. W tej posłudze nie trzeba wielkich słów… Kiedy rozpoczynam dyżur, przygotowuję dzieciom śniadanie, prasuję ubrania, pomagam w nauce albo w sprzątaniu…Kiedy razem idziemy na zakupy, gramy w gry lub pijemy razem herbatę…kiedy delikatnie głaszczę je po głowie, przytulam czy też upominam, zawsze wtedy patrzę na moje dzieci i proszę w sercu, aby miłość Maryi otulała je całe i dotykała ich serc także przeze mnie. Bo Maryja może wszystko…delikatnie dotyka najboleśniejszych ran i przemienia je w perły…I zna właściwy czas uzdrowienia. Ja Jej tylko mówię o dzieciach szeptem a Ona walczy o każde dziecko…

W tej cichej służbie moim dzieciom w Domu Dziecka wypełnia się Wola Pana względem mnie na ten czas… Jemu chwała za wszystko, co daje i jak prowadzi!

S.M. Teresa Fatyga