Sługa Boża S. M. Dulcissima Helena Hoffmann SMI

Sługa Boża S. M. Dulcissima Helena Hoffmann SMI

Helena Hoffmann urodziła się dwa dni przed Popielcem, w poniedziałek 7 lutego 1910 r. w Zgodzie (Eintrachthütte), w dzisiejszej dzielnicy Świętochłowic. Była pierwszym dzieckiem Albiny i Józefa Hoffmannów. Ojcem Heleny był Józef Hoffmann, urodzony 9 września 1886 r. w Gąsiorowicach (Gonschiorowitz). Historyk, o. Joseph Schweter CSsR, określił jego narodowość jako niemiecką. Józef był Ślązakiem z dzisiejszej Opolszczyzny, zapewne utrakwistą, mówiącym po niemiecku i po polsku. Jej matką była Albina Jarzombek, urodzona 31 grudnia 1889 r. w Świętochłowicach (Schwientochlowitz), w rodzinie o orientacji polskiej. W 1912 r. z tego związku małżeńskiego przyszedł na świat Reinhold – młodszy brat Heleny. W 1916 r. dziewczynka rozpoczęła naukę w siedmioklasowej Publicznej Szkole Powszechnej w Zgodzie. Jako uczennica wyróżniała się pogodnym usposobieniem i wieloma zdolnościami. Dobra pamięć i bystrość umysłu pozwoliły jej szybko opanować zarówno język niemiecki, jak i polski; nie stroniła też od śląskiej gwary. Helenka lubiła uczyć się, łatwo zdobywała nowe umiejętności, należała do koła teatralnego. Od najmłodszych lat lubiła się modlić, ceniła wartość sakramentaliów, często uczestniczyła w Eucharystii, a także miała zamiłowanie do adoracji Najświętszego. Zachęta pierwszego jej spowiednika, ks. proboszcza Edwarda Adamczyka, aby budować w swoim sercu „kapliczkę” dla Zbawiciela stała się dla Helenki kluczem do zrozumienia jej życia wewnętrznego.

Do pierwszej Komunii świętej Hoffmannówna przystąpiła 5 maja 1921 r. Po uroczystości pierwszej Komunii świętej, Helena, kopiąc w polu, natknęła się na medalion przedstawiający zakonnicę, trzymającą krzyż i róże. Nie wiedziała, kto to jest. Ale – jak przez mgłę – przypominała sobie, że przed pierwszą spowiedzią świętą podobna postać śniła się jej oraz to, że wówczas była wewnętrznie umocniona. Nieco później dziewczynka w jednym z czasopism religijnych zobaczyła zdjęcie tej samej postaci. W jednym ze snów Helence przedstawiła się św. Teresa od Dzieciątka Jezus i odtąd systematycznie jej towarzyszyła duchowo. Św. Teresa z Lisieux podpowiadała jej intencje do modlitwy i do ofiarowywania się Bogu. W snach udzielała Helenie, a później S. M. Dulcissimie, duchowych wskazówek, zapraszając do wytrwałej modlitwy i ofiary za Kościół, siostry Marianki i kapłanów.

Helena Hoffmann wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w 1927 r. Jako postulantka 23 października 1929 r. przeżyła w Domu Macierzystym we Wrocławiu dzień obłóczyn. Przyjęła wtedy nowe imię: Maria Dulcissima, otrzymała habit i biały welon. Zamieszkała w towarzystwie innych nowicjuszek w domu nowicjatu w Nysie. W obu miastach, usytuowanych wówczas w Niemczech, posługiwano się językiem niemieckim. W nowicjacie S. M. Dulcissima podejmuje wewnętrzną walkę, cierpienie przyjmuje jako dar, nadal cieszy się „nawiedzin” św. Teresy z Lisieux. Ważną rolę towarzyszenia jej w chorobie odegrał kierownik duchowy ks. Wincenty Groeger i S. M. Lazaria Stephanik SMI, gliwiczanka, wykwalifikowana pielęgniarka, która niejednokrotnie była świadkiem jej duchowych wizji i spotkań z Matką Najświętszą, Dzieciątkiem Jezus, św. Teresą od Dzieciątka Jezus, św. Aniołem Stróżem, czy też mistyczką Teresą Neumann z Konnersreuth w Bawarii. Zatapianie się w modlitwie pochłaniało S. M. Dulcissimę, zaś głębokie i silne pragnienie zjednoczenia z Bogiem otwierało jej drogi do mistycznych spotkań z Oblubieńcem.

Do domu zakonnego w Brzeziu – wiosce nad Odrą pod Raciborzem – S. M. Dulcisisma Hoffmann przybyła 18 stycznia 1933 r. Na miejscu dała się poznać jako miłosierna samarytanka, która niejako na siebie przyjmowała prośby i cierpienia ludzi, ofiarowując je Bogu. Jej ulubioną modlitwą stały się słowa: „Dusze, daj mi Jezu dusze! (…). Tak, chcę ratować dusze, nie po to, by o tym ktoś wiedział, ale tylko ty, mój [św.] Aniele Stróżu i św. Tereso”. W Wielkim Poście 1935 r. Pan Jezus wynagrodził jej całkowite oddanie się tajemnicy krzyża przywilejem i odczuwanym charyzmatem stygmatów na rękach i nogach, a wkrótce i na sercu. Św. Teresa z Lisieux towarzyszyła jej i podpowiadała: „Musisz odtworzyć całkowicie Jezusa w sobie”. Bardzo bliskie jej sercu stały się sprawy Kościoła i Zgromadzenia. Modliła się gorliwie za Ojca świętego, kapłanów, zakonników i zakonnice, chorych i zmarłych. Obdarzona darem modlitwy wstawienniczej i przewidywania historii, ofiarowywała swoje cierpienia w aktualnych potrzebach wspólnoty kościelnej, zarówno lokalnej, jak i powszechnej. Przeżywała ekstatyczne wizje prześladowania Kościoła w Niemczech i Czechach; doświadczała ataków diabła. „Oblubienica Krzyża” przepowiadała zbliżającą się wojnę, zamieszki społeczne, klęski głodu; zapowiadała nadchodzące zarazy i choroby, związane z ludźmi i zwierzętami. Mistyczne doświadczenia prowadziły ją do gotowości przyjęcia pokuty w każdym czasie za grzechy nie tylko świeckich, ale i kapłanów i zakonników. Słaba fizycznie, unieruchomiona w swobodnym poruszaniu się przez paraliż, cierpiąca bóle głowy, omdlała, potrafiła jednak godzinami modlić się i ofiarować swoje cierpienia jako zadośćuczynienie za grzechy. W Wielki Czwartek, 18 kwietnia 1935 r., złożyła śluby wieczyste w kaplicy brzeskiego klasztoru.

S.M. Dulcissima Hoffmann zaufała miłosierdziu Bożemu do końca. Pogodzona z wolą Bożą, zmarła w Brzeziu nad Odrą w poniedziałek, 18 maja 1936 r., cztery dni przed Wniebowstąpieniem Pańskim. Na spotkanie Oblubieńca ta dwudziestosześciolatka wyszła z płonącą lampą (Mt 25, 1-13). Dołączyła do Niego o odpowiedniej godzinie jej pięknego życia, w którym czuwała przez zaangażowanie w czynieniu dobra. Przy tym była mądra i roztropna.

            Swoje miejsce pochówku znalazła na starym, przykościelnym cmentarzu. Pogrzeb „Oblubienicy Krzyża” stał się manifestacją wiary. Brzezianie, w dniu pogrzebu ubrani na biało, byli przekonani, że zmarła ich „święta zakonnica” i od razu zabierali z grobu ziemię, wierząc, że ta „relikwia” uchroni ich samych, rodziny i domy, w których mieszkali przed wszelkim złem.

W 2000 r. jej doczesne szczątki ekshumowano, zabezpieczono i umieszczono w sarkofagu w pobliżu brzeskiego kościoła parafialnego pw. świętych Apostołów Mateusza i Macieja. Proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym S. M. Dulcissimy Heleny Hoffmann rozpoczął się w 18 maja w 1999 r. w Katowicach – dokładnie w 36. rocznicę jej śmierci – i został zakończony po 20 latach również 18 maja 2019 r. w Brzeziu nad Odrą. Od tego dnia sprawę jej świętości życia bada rzymska postulator – dr Giovanna Brizzi. Nam zaś „Oblubienica Boża” wciąż wskazuje na niebo i oręduje za nami, jeśli ją o to prosimy. Warto.

 

S.M. Małgorzata Cur SMI

Rekolekcje dla kobiet w Domu Macierzystym we Wrocławiu

Rekolekcje dla kobiet w Domu Macierzystym we Wrocławiu

W trzecią niedzielę stycznia odbyło się skupienie, w kolebce naszego Zgromadzania- w Domu Macierzystym we Wrocławiu, w którym wzięło udział kilkanaście kobiet. Tematem przewodnim była osoba Maryi „Cała piękna i pełna łaski”.

Po wezwaniu Ducha Świętego, odśpiewałyśmy jutrznię, która jest „głosem umiłowanej Oblubienicy Chrystusowej”, by uświęcić poranne godziny dnia i uprosić błogosławieństwo dla całego ludu chrześcijańskiego.

Pierwsza część skupienia, prowadzona przez s. Agnieszkę Plasło, została poświęcona istocie zawierzenia Maryi i oddania się Jej w „niewolę miłości”. Dla współczesnego człowieka, bycie niewolnikiem może budzić negatywne odczucia, aczkolwiek w rozumieniu chrześcijańskim i duchu traktatu św. Ludwika Marii Grignion de Montforta, niewolnik nie należy do siebie, ma swojego Pana i przez to jest nietykalny, chroniony. Zatem zawierzając się Jezusowi przez ręce Maryi znajdujemy się w bezpiecznej Arce, gdzie Zły nie ma dostępu. Ale oddać się można tylko osobie, którą się zna, ufa i kocha. Dlatego też druga część spotkania była poświęcona przeszkodom, na które napotykamy w relacji z Bogiem i Maryją. Te przeszkody są w nas samych. Jest nią zbytnia koncentracja na sobie i swoich potrzebach, która zamyka nas w egoizmie i pogłębia wady. Alternatywą jest wejście na drogę obumierania, tj „ziarno wpadłszy w ziemię wpierw obumiera, by wydać plon” i wyboru wartości, by zakorzeniły się w nas cnoty.

Kolejno zatrzymałyśmy się na relacji z własną matką. Wieź matka- dziecko jest najgłębszą więzią. Często przez trudne relacje z mamą patrzy się na Maryję i w związku z tym, może się Ona wydawać odległa, niedostępna, nieobecna… Relacja z matką przekłada się na różne płaszczyzny relacyjne, np.: przełożony – podwładny, nauczyciel- uczeń, pracodawca- pracownik. Uświadomienie sobie tych mechanizmów, daje możliwość zmiany. Jeśli żyjemy w coraz większej świadomości tego, co w nas się kryje, stajemy się bardziej wolni wewnętrznie.

Po spotkaniu formacyjnym dzieliłyśmy się działaniem Słowa Bożego w naszym życiu. Rozważałyśmy Zwiastowanie Maryi wg Ewangelii św. Łukasza.

W dalszym programie konferencje wygłosił o. Łukasz Mścisławski OP, który przypomniał, ze jesteśmy dziełem miłości Boga, stworzeni na Jego obraz i podobieństwo, a naszym celem, domem i ojczyzną jest łono Boga Ojca. Podobieństwo człowieka do Boga jest w nas głębsze niż grzech. Wielu ludzi nie odkryło swojej tożsamości i nie wie kim naprawdę jest, jak jest cenny i piękny w oczach Boga. Dlatego na pomoc przychodzi nam Maryja. Jako najbardziej wdzięczne stworzenie, której życie było pieśnią wdzięczności za wielkie dzieła, uczynione przez Boga, zawsze uczy koncentracji na Jezusie i przyjmowania Jego Słowa. Przyjęte Słowo nadaje naszemu życiu właściwy kierunek.

Przez całe popołudnie, uczestniczki skupienia miały możliwość przystąpienia do sakramentu pokuty i pojednania, do rozmów oraz adoracji Najświętszego Sakramentu z piękną oprawą muzyczną. Na koniec spotkania, nakarmiłyśmy się Słowem i Ciałem Jezusa podczas Eucharystii.

Podczas radosnej agapy podzieliłyśmy się owocami tego dnia, dziękując Bogu za wielkie rzeczy które nam dziś uczynił.

Skupienia dla kobiet będą odbywać się cyklicznie, by wchodzić w głąb duchowości maryjnej i oddać się w „niewolę miłości”.

 

Oto krótkie świadectwa uczestniczek skupienia:

 

Szczęść Boże. Nazywam się Agata i mieszkam w Łodzi. Dnia 23 stycznia uczestniczyłam w dniu skupienia „Cała piękna i pełna łaski” we Wrocławiu organizowanym przez Siostry Maryi Niepokalanej.

Czasami się słyszy że to lub tamto zadziało się przypadkiem i właśnie w taki sposób ja też tam się znalazłam, bo  pojechałam, aby spotkać się z siostrą prowadzącą i dwoma znajomymi bardziej niż dla tematu i skupienia. Takie miałam motywacje.

Jednak widzę jak bardzo Pan Jezus chciał abym tam się znalazła.

Od jakiegoś czasu przerabiam w sobie temat „relacja z mamą” jaka powinna być? Czym się charakteryzuje? Czego u mnie w rodzinie nie było itd., wiem że pomimo trudności (wychowywał mnie bardziej tata), to jest coś, co muszę przepracować w sobie i nawet za to już się pomału wzięłam. Jadąc na ten dzień skupienia czytałam książkę o tym w pociągu. Jakie było moje zdziwienie kiedy siostra zaczęła o tym SAMYM mówić na konferencji!

Aby poznać się bliżej z Matką Bożą to trzeba najpierw przyjrzeć się własnej relacji z mamą. Taki zbieg okoliczności ? Nie sądzę. Pan Bóg się o mnie troszczy i widzę to JEGO prowadzenie mnie.

W spokojnej atmosferze i w niewielkim gronie i otwartości pozostałych uczestniczek, dowiedziałam się też jak patrzeć na „potrzeby”, które mnie rozwijają, a które sprawiają, że przechylam się bardziej w stronę egoizmu.

Dobrze było tam być, skorzystałam też z rozmowy z kapłanem. Myślę że ten sobotni czas już we mnie procentuje, czekam na kolejne spotkania, bo słyszałam że są w planach. 

Agata

 

„Dla mnie ten dzień skupienia, to był czas łaski… Od początku czułam Bożą Obecność pośród nas i Obecność Maryi… Dla mnie zaczął się proces uzdrawiania relacji z moją mamą, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak tego potrzebuje i jaki wpływ ma to na moje życie. Zostałam zachęcona do pracy nad sobą, zdaję sobie sprawę, że to będzie proces, ale ważne, że zostałam do tego zachęcona i wierzę, że Pan Jezus i Maryja pomogą mi. Był to czas dobrych rozmów, bycia w relacji z innym. Rozmowa z Ojcem bardzo dużo mi dała, poczułam jak napięcie schodzi ze mnie. Dobrze jest usłyszeć, że mogę przyjść do Jezusa z tym w czym jestem słaba, sama wychowuję dzieci i chyba wydawało mi się, że muszę z wszystkim dać sobie radę, że nie ma miejsca na słabość. Cała oprawa, przygotowanie było bardzo dobre. Od Sióstr biło takie ciepło, uśmiech sprawiał, że osoby czuły się przyjęte. Dziękuję za pieśni na Adoracji i Eucharystii- dotykały serca, były pięknie przygotowane. Polecam i zachęcam każdego do przeżycia takich dni skupienia, to naprawdę czas Łaski Bożej”.

Asia

„W dniu 23 stycznia miałam przyjemność uczestniczyć w dniu skupienia we Wrocławiu pt. „Cała piękna i pełna łaski”. Zacznę słowami piosenki, którymi było nam dane zakończyć spotkanie:

„Niech nasza droga będzie wspólna

Niech nasza modlitwa pokorna

Nasza Miłość potężna

Nasza Radość Wieczna”

Człowiek się zmienia … lata lecą, ale jedno wiem na pewno, gdyby nie siostry prawie 10 lat temu, nie byłoby mnie dziś tutaj… Zaczęłam od czasu, bo to czas pokazuje ile miłości, jest włożone w każde spotkanie 😊. Po całym spotkaniu stwierdzam, że nic się nie dzieje bez przyczyny i tak właśnie jest w dzisiejszych czasach pandemii- człowiek potrzebuje takiej Lampy w postaci sióstr, które pomogą być na właściwej ścieżce.

Dzięki s. Racheli oraz s. Agnieszce mamy możliwość iść właściwą ścieżką, za co bardzo im dziękuję 😊.

W czasie pandemii odeszłam daleko od Boga i Maryi do tego stopnia, że każdy mały kłopot zwalałam na Nich, myślałam, że mi Ich nie brakuje. Myliłam się bardzo … Brakuje mi Kościoła. Odwagi do podjęcia ryzyka i zaufania na nowo. Poczułam to już na jutrzni. Pierwsze łzy pod powiekami… myśl „co się dzieje?” Spotkanie z s. Agnieszką, które mocno wchodziło w głąb, choć nie każde słowo, które było wypowiedziane mi się podobało, ponieważ pokazywało jak bardzo dużo pracy przede mną, ale także ile już przeszłam…

Zakończeniem tego spotkania była praca z Pismem Świętym i dzielenie się słowem Bożym (ŁK 1,26-38)

Pan mnie zatrzymał nad moim wewnętrznym monologiem złości i wskazał mi dwa wersety Łk 1,30 „Nie bój się” oraz Łk 1,37 „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Jezus wprowadził spokój oraz poczucie bezpieczeństwa tymi słowami. Bardzo Dziękuję siostrom za możliwość spotkania, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim duchowo.”

Karina

 

„Dzień skupienia, był pięknym czasem zasłuchania się w siebie. W ciszy przed Panem Jezusem mogłam przyjrzeć się swojemu sercu, swoim pragnieniom. Maryja szczególnie w tym czasie dała odczuć swoją obecność, bliskość. Dzięki treścią przekazanym nam przez s. Agnieszkę i o. Łukasza odkryłam Maryję  na nowo jako Matkę”.

Julia


„Myślę, że po dniu skupienia jeszcze wszystko mi się układa zarówno w głowie jak i sercu i że owoce będą bardziej widoczne z czasem, jednak jestem przekonana, że na pewno będą, ponieważ było dość sporo walki duchowej przed i w trakcie spotkania. 

Podczas konferencji dowiedziałam się ciekawych rzeczy, co ma wpływ na naszą kobiecość i relację z Maryją, ale i również z ludźmi, z którymi spotykamy się na co dzień. Przypomniało mi także, że wszystko co się dzieje w naszym życiu ma sens i że Pan Bóg czuwa nad wszystkim, a to, co zostało zawierzone Maryi nie zginie na wieki. 

Odbyłam bardzo ważną dla mnie rozmowę z siostrą Agnieszką, po której poczułam pokój serca i jeszcze większe pragnienie budowania głębokiej relacji z Jezusem. 

Bóg zapłać za tą piękną i ważną inicjatywę :)”

Magda

 

Mnie się to podoba, a co z innymi?

Mnie się to podoba, a co z innymi?

To, co podoba się mnie, może nie podobać się innym. To, że mi się coś podoba, nie powinno być powodem do brania za pewnik, że wszystkim się to podoba. Dlatego zanim zaczniemy generalizować, zatrzymajmy się na chwilę i rozejrzyjmy dookoła z pytaniem: „Mnie się to podoba, a co z innymi?”. Taka otwartość łagodzi wiele napięć w miejscu, w którym żyjemy i pracujemy. Generalizacja moich upodobań może spowodować powstanie wielu niechęci, które niszczą pozytywność sytuacji, w której się znajdujemy. Bądź wrażliwy na upodobania innych, zanim zaczniesz generalizować!

Don Giorgio

Świadectwo s. M. Benony SMI

Świadectwo s. M. Benony SMI

Zgromadzenie poznałam przez starsze siostry, które pracowały w miejscowości Fridrichstahl (Zagwiździe), gdzie mieszkałam. Siostry zajmowały się tam dziećmi i starszymi osobami, chodziły też do chorych. Była tam jedna starsza s. Gerwazja, która bardzo mnie polubiła, a ja ją. Ta znajomość pociągała mnie do klasztoru (“pociągnąłem ich więzami ludzkimi, a były to więzy miłości” Oz 11,4).

         Niestety, w styczniu 1943 roku, Ruscy (Rosjanie) zastrzelili s. Gerwzję. W ten dzień przyszła od chorych, a tam był taki Rusek, który ją skrzywdził, a później wyprowadził na podwórko. Ona klęknęła koło krzaka bzu, a on zabił ją strzałem w bok głowy. Siostry wzięły ją do domu i po 3 dniach została pochowana bez księdza, który też się bał, że i jego zastrzelą. Ostatecznie tak też się stało. Mój tata zbił trumnę, wykopał grób i złożył s. Gerwazję do ziemi, bez żadnych ceremonii pogrzebowych. Ona leży tam na cmentarzu po dzień dzisiejszy.

 

         Od 15 roku życia pracowałam u sióstr jako pomoc przy opiece staruszek i dzieci. Prałam, sprzątałam. Wtedy myślałam, że Pan Bóg specjalnie wychowuje i przechowuje w jakimś specjalnym miejscu dziewczęta, które chcą zostać siostrami zakonnymi, a później posyła do klasztoru. Chciałam wstąpić do klasztoru, było mi wszystko jedno do jakiego. Znałam też  siostry Noterdamki, ale one trzymały dystans wobec mnie, były niedostępne, a ja coraz bardziej pragnęłam wstąpić i być jedną z sióstr, więc przyszłam do Sióstr Maryi Niepokalanej, bo one mnie przygarnęły, okazywały dużo ciepła i zainteresowania. Napisałam list do s. Agredy po niemiecku, bo polskiego jeszcze nie znałam. Chciałam wstąpić 1-go października. Odpisała mi, abym wstąpiła wcześniej, by pójść do szkoły od 1-go września. I tak się stało. Wraz z innymi kandydatkami radowałyśmy się, że jesteśmy razem w klasztorze, było nas 14. Bardzo byłyśmy zżyte, kochałyśmy się wzajemnie.

 

W kandydaturze po raz pierwszy przyśnił mi się Ojciec Założyciel, tzn. jego grób. Po obu stronach stały dwa małe piękne anioły, w ręku trzymały światło i powiedziały: ,,przychodźcie tu do Założyciela i módlcie się, on was zawsze wysłuchuje”. Jeszcze wtedy nie znałam Założyciela, na początku  cieszyłam się tylko, że jestem w klasztorze. Po tym śnie zaczęłam bardziej poznawać naszego Ojca Założyciela, zaczęłam się modlić za jego wstawiennictwem i czuć z nim więź.

 

 

Później w 1953, będąc już w Otorowie na wywózce, po raz kolejny przyśnił mi się Ojciec Założyciel. Tylko już wtedy go widziałam. Był niby biskupem, ale przyszedł w cywilu, miał czarne spodnie i białą koszule, był wysoki, szczupły i dostojny. Byłyśmy ciekawe jak długo tam zostaniemy, czekałyśmy, aż nam to powie. Wiedziałyśmy, że przychodzi z nieba. Podniósł rękę, popatrzył w prawo, w lewo i powiedział: “Wytrwajcie siostry, wytrwajcie”. Za nim stał Anioł, który rozmawiał z siostrami i dał nam czarną wełnę. Wyszłyśmy za Ojcem Założycielem, ale tylko mogłyśmy dojść do granicy domu, dalej nie, bo on zaczął się wznosić do nieba. Byłyśmy jak uczniowie, którzy patrzyli na Wniebowstąpienie Pana Jezusa. Ten sen dodał mi więcej radości, chęci do modlitwy i w ogóle do życia.

W marcu 25 na Zwiastowanie NMP, 10 sióstr i w tym ja, składało w Otorowie wieczne śluby. Było bardzo skromnie, ale radośnie. Dostałyśmy obrączki (nie wiem skąd) i rękawki w prezencie.

Byłam bardzo szczęśliwa. Byłam z tych najmłodszych, miałam 23 lata. Zrobili nam zdjęcie.

         Siostry Urszulanki, które mieszkały 10 km dalej, odwiedzały nas, a na święta i uroczystości – robiły nam niespodzianki, by sprawić nam radość.

Początkowo pracowałam przez 3 miesiące w polu. Zbierałyśmy kartofle, buraczki, były żniwa. Później szyłam na maszynie koszule, pościel i prasowałam (75 koszul na dzień, ale ja prasowałam więcej), przyszywałam guziki. Codziennie rano była jutrznia, później Msza Święta, w południe modlitwy południowe, a popołudniu nieszpory. Modliłyśmy się brewiarzem po łacinie, często przewodniczyłam. Latem jak było gorąco modliłyśmy się na dworze siedząc na ławkach zrobionych z desek.

W następnym roku w styczniu już nas wypuścili.

         Pobyt w Otorowie umocnił moje powołanie, nie zniechęciło mnie to doświadczenie. Tylko jedna siostra po pierwszych ślubach wystąpiła, bo przyjechała po nią jej matka. Było tam 120 sióstr, ale tylko jedna poszła. Jakby moja mama po mnie przyjechała, to ja bym nie poszła.

 

         Jestem dumna, że jestem w Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej i że to Maryja czuwa nad nami, bo jest najbliżej Pana Jezusa, jest naszą Opiekunką i Wspomożycielską. Ona jest nasza, a my jesteśmy jej dziećmi.

 

         W momentach kiedy było najtrudniej, podtrzymywała mnie miłość wzajemna i radość bycia we wspólnocie. Doświadczałam, że bycie razem daje siłę.

 

Teraz mam 84 lata i czekam jeszcze na jeden sen, kiedy do mnie Założyciel przyjdzie. Chcę usłyszeć, co mi powie.

 

Nysa, 03.11.2014

(Wysłuchała i spisała s. Rachela Wąsowicz)

 

 

 

25 Światowy Dzień Życia Konsekrowanego

25 Światowy Dzień Życia Konsekrowanego

Papież Jan Paweł II ustanowił dzień modlitwy za kobiety i mężczyzn w życiu konsekrowanym. Obchody tego święta są związane ze świętem Ofiarowania Pańskiego, które przypada 2 lutego. Święto to znane jest również jako Matki Bożej Gromnicznej; dzień, w którym błogosławi się świece symbolizujące Chrystusa, który jest światłością świata. Tak samo osoby życia konsekrowanego są powołane do tego, aby odzwierciedlać światło Jezusa Chrystusa wszystkim ludziom.

 

Trzy refleksje, którymi chciałbym się podzielić:

 

  1. Konsekracja jest wyzwoleniem przez wiarę od naszych osobistych planów, aby przyjąć plan Boży. W życiu św. Józefa widzimy to bardzo wyraźnie. Miał on swoje osobiste plany, ale po objawieniu się Anioła we śnie „uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański”. To jest stały proces w naszym życiu. Stajemy ponad naszymi osobistymi planami, by być narzędziem Jego planu. Żadnych innych planów, Jezus jest moim planem!

 

  1. Konsekracja jest przyjęciem z nadzieją obecnej sytuacji, aby uczynić ją najlepszym miejscem dla obecności Jezusa Chrystusa. Również tutaj widzimy w św. Józefie wzór. Nie było miejsca w gospodzie, ale św. Józef przygotował żłóbek. Gdziekolwiek jesteśmy, nasza konsekracja daje nam nadzieję, że możemy zrobić miejsce dla Jezusa. Królowie czy pasterze, znajdą w naszym świadectwie, w naszej radości, w naszym byciu, dobrą nowinę o Mesjaszu. Bez wątpienia, Jezus jest moją radością!

 

  1. Konsekracja to stawanie się miłością, aby być światłem, które prowadzi wszystkich wokół nas zgodnie z planem Boga. Przed nami jest obraz św. Józefa, który prowadzi Świętą Rodzinę. Stawanie się miłością dokonuje się w naszej osobistej relacji z Bogiem, który staje się naszą miłością. W tej miłości wiemy, kiedy uciekać do Egiptu, a kiedy iść do Nazaretu, aby nasza jedyna Miłość, Jezus, była w nas żywa. Bez kompromisów, Jezus jest moim skarbem!

Don Giorgio