paź 23, 2021 | AKTUALNOŚCI, HISTORIA
W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus poleci swoim uczniom; Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze.
Sługa Boży ks. Jan Schneider pragnął jak najlepiej przygotować się do spotkania z Chrystusem w momencie przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Po zdaniu egzaminu maturalnego w nyskim Carolinum, które miało miejsce dnia 20 września 1845 roku, razem z 13 kolegami z klasy wyjechał na studia do Wrocławia. Tylko jeden z maturzystów wybrał studia medyczne, pozostali zapisali się na teologię.
W czasach naszego Ojca Założyciela, jeśli kandydat do kapłaństwa chciał wstąpić do seminarium duchownego, musiał najpierw jako osoba świecka, ukończyć studia teologiczne. Uniwersytet Wrocławski posiadał wydział teologii katolickiej, na którym studiowało w roku akademickim1845/46 199 studentów, oczywiście tylko mężczyzn i wydział teologii ewangelickiej z 72 studentami. Żacy mieszkali na prywatnych stancjach. Jan Schneider wynajął pokój na Ostrowiu Tumskim przy kościele św. Krzyża, w kamienicy pod nr 9. Cierpiał bardzo z powodu zimna. Mieszkał bowiem z przyjacielem w nieopalanej izbie. Aby ogrzać nieco piec, wkładali do niego ogarek od świecy. Kiedy to zauważyła właścicielka stancji, wówczas zaczęła im palić w piecu na własny koszt.
Przez trzy lata od 1845 do 1848 studiował przedmioty teologiczne oraz odbył służbę wojskową w 11 Regimencie Grenadierów we Wrocławiu jako ochotnik. Nabyte w wojsku doświadczenia wykorzystał w czasie rewolucji, która wybuchła 6 marca 1848r. we Wrocławiu na fali wiosny ludów i solidarności z ruchami społecznymi we Francji i Austrii. We Wrocławiu doszło do krwawych starć z rewolucyjnie nastawionymi mieszkańcami miasta. Wystąpienia miały charakter lewicowy i antyklerykalny. W czasie zamieszek rewolucjoniści napadli na mieszkania członków kapituły katedralnej na Ostrowiu Tumskim. Wtedy to Jan Schneider zorganizował załogę z kolegów studentów, sam stając na jej czele i obronił zagrożonych kanoników wrocławskich przed napastnikami. Jego dzielna postawa zjednała mu życzliwość członów kapituły wrocławskiej a koledzy obdarzyli go wówczas tytułem „generalissimusa”.
Po trzyletnich studiach na Uniwersytecie Wrocławskim Sługa Boży wstąpił w październiku 1848 roku do seminarium duchownego, które w tym czasie nosiło nazwę Alumnatu i mieściło się w miejscu, gdzie dziś stoi budynek Biblioteki Archidiecezjalnej. Kandydaci do kapłaństwa przez 9 miesięcy kształcili się w zakresie teologii pastoralnej, liturgiki i ascetyki.
Przełożeni Alumnatu wystawili księdzu Janowi następującą opinię: „Duży, zdrowy. talent wystarczający, gorliwość zadowalająca, zachowanie zadowalające, charakter pilny, zgodliwy – z dobrą wolą, kazania też zadowalające, katechizm zadowalający”.
W czasie pobytu w Alumnacie Jan Schneider otrzymał strój duchowny, tonsurę i cztery niższe święcenia kapłańskie: ostiariat, lektorat, egzorcystat i akolitat oraz trzy wyższe: subdiakonat, diakonat i prezbiterat. Święcenia diakonatu otrzymał z rąk bpa pomocniczego Daniela Latusska dnia 21 czerwca 1849 roku w kościele św. Krzyża. Wraz z nim wyświęconych zostało 38 alumnów z archidiecezji wrocławskiej oraz 4 z archidiecezji ołomunieckiej.
Święcenia kapłańskie udzielił mu ordynariusz archidiecezji wrocławskiej książę biskup Melchior von Diepenbrock w dniu 1 lipca 1849 roku w kościele św. Krzyża. Dzień przyjęcia święceń kapłańskich ks. Jan Schneider uznał on za najważniejszy w swoim życiu. Było to dla niego dzień, w którym po kilkunastu latach przygotowań spotkał swojego Mistrza w sakramencie kapłaństwa. Do tej uroczystej chwili przygotowały go wydarzenia trudne, naznaczone ubóstwem materialnym, wymagające wielkiego zaparcia i wierności własnemu powołaniu życiowemu.
Jak postrzegam trudne wydarzenia, z którymi mierzę się we własnym życiu? Czy przygotowują mnie one do spotkań z Chrystusem?
S.M. Elżbieta Cińcio
paź 19, 2021 | AKTUALNOŚCI, HISTORIA
Na Mszy świętej, która za chwilę zostanie odprawiona, kapłan podczas modlitwy kolekty wypowie w imieniu nas wszystkich prośbę do Boga: Niech Twoja łaska zawsze nas uprzedza i stale nam towarzyszy, pobudzając naszą gorliwość do pełnienia dobrych uczynków.
Pierwszym miejscem w życiu każdego z nas, w którym mamy możliwość uczenia się postawy gorliwości i pełnienia dobrych uczynków jest dom rodzinny. Takim też był dom Sługi Bożego księdza Jana Schneidera.
Nasz Ojciec Założyciel przyszedł na świat 11 stycznia 1824 roku w Mieszkowicach na ziemi prudnickiej. Dwa dni później został ochrzczony w miejscowym kościele filialnym św. Jerzego. Otrzymał imiona Jan Jerzy, które nosili jego ojciec i jego dziadek ze strony ojca. Ojciec i matka chrzestna pochodzili z Mieszkowic, dodatkowo miał jeszcze drugą matkę chrzestną pochodzącą z rodzinnej wioski swojej mamy Katarzyny, czyli z Łąki Prudnickiej.
W domu Schneiderów urodziły się po Janie jeszcze dwie siostry, tak więc pięcioosobowa rodzina była środowiskiem, które ukształtowało postawę naszego bohatera, wyczulonego na ludzką biedę i śpieszącego ratować ludzi stojących nad przepaścią zła moralnego.
Dziś na skraju Mieszkowic nie zobaczymy już domu rodzinnego księdza Jana. W tym miejscu moje Zgromadzenie postawiło na cokole białą figurę Matki Bożej Niepokalanej.
Katolicy w Mieszkowicach stanowili mniejszość wyznaniową w stosunku do miejscowych protestantów. Katolicka szkoła podstawowa mieściła się w sąsiedniej miejscowości, w Rudziczce, w której również był kościół parafialny. Tak więc Sługa Boży od 6 roku życia każdego dnia przemierzał dwa i pół kilometra w jedną stronę do szkoły, aż skończył siedem klas. Regularnie służył do Mszy św. w mieszkowickim kościele. Miał marzenie, po ludzku niemożliwe do zrealizowania, chciał służyć Panu Bogu jako kapłan. Wiązało się to ze zdobyciem wykształcenia średniego i wyższego. A na to nie było stać jego rodziców, by posłać syna do szkół.
Opatrzność Boża postawiła na jego drodze szlachetnego proboszcza posługującego w Rudziczce, księdza Antoniego Hoffmanna, któremu leżało na sercu pomaganie dzieciom, aby zdobywały wykształcenie zgodnie z ich zdolnościami i realizowały swoje śmiałe marzenia. Trzem chłopcom w czasie swojego proboszczowania pomógł materialnie w dojściu do święceń kapłańskich. Jednym z nich był Jan Schneider. Proboszcz przekonał jego rodziców, aby posłali syna do Nysy, do Carolinum i zaofiarował pomoc materialną. Była to szkoła średnia z tradycjami, której absolwentami byli między innymi król Polski Michał Korybut Wiśniowiecki, syn króla Jana III – Jakub. Osiem lat edukacji w Nysie upłynęło naszemu Założycielowi na pilnej nauce, doświadczaniu niedostatków materialnych i pełnieniu posługi ministranta w kościele szkolnym pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Jan nie miał zegarka i na wyczucie budził się w nocy, aby punktualnie o godz. 5.00 stanąć u stóp ołtarza i służyć księdzu Dyrektorowi Carolinum do Mszy św. Nie jeden raz stał nocą po kilka godzin przy zamkniętych drzwiach kościelnych a miejski strażnik nocny odsyłał go słowami: idź jeszcze do domu, bo jest dopiero godzina pierwsza w nocy. Za posługę ministranta otrzymywał rocznie 1 talara, który był w tym czasie dla robotnika rolnego zapłatą za jeden tydzień pracy.
Do egzaminu dojrzałości przystąpił w 1845 roku. Na świadectwie maturalnym zapisano, że Jan Schneider wszystkim przedmiotom oddawał się z wielką pilnością, a w tym, co robił, zaobserwować można było punktualność, zamiłowanie do porządku i staranność. Oceny celujące otrzymał z religii i matematyki. Niestety jego matka, nie mogła cieszyć się sukcesami syna, bowiem rok wcześniej odeszła do Domu Ojca.
Jan Schneider ze świadectwem dojrzałości w ręku wyruszył do Wrocławia.
W chwili refleksji postawmy sobie pytania:
Co zostało z moich młodzieńczych marzeń? Kto wspierał mnie w realizacji szlachetnych pragnień?
S.M. Elżbieta Cińcio
paź 12, 2021 | AKTUALNOŚCI
07 grudnia 2021 roku mija 145. lat od śmierci naszego ks. Założyciela sługi Bożego ks. Jana Schneidera.
Wrocław żegnał kapłana – serdecznie oddanego Kościołowi, miastu, parafianom, siostrom …ludziom. Ksiądz Jan „był jak ogień, który grzał płomieniem młodości, spalając się w pracy duszpasterskiej, w pracy dla dzieł charytatywnych i w tworzeniu nowego Zgromadzenia. Nigdy nie korzystał z żadnego wypoczynku, dwukrotnie był zmuszony wziąć urlopu dla podratowania zdrowia” wspomina ks. Władysław Bochnak. Ksiądz Jan, nazywany apostołem miłosierdzia, nie liczył czasu dla potrzebujących, był zapalonym wikariuszem w pełni obecnym, w posłudze dla wiernych parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku we Wrocławiu. Jako proboszcz mocno zaangażowany w życie powierzonej mu parafii św. Macieja, podejmował wiele aktywności społecznych i charytatywnych a równocześnie tworzył i czuwał nad powstającym nowym zgromadzeniem zakonnym. Intensywna aktywność dla dobra tak wielu dusz, w tak wielu przestrzeniach duszpasterskich spowodowała przedwczesne wyczerpanie organizmu, na skutek czego zmarł mając 53. lata. Jego śmierć poruszyła wielu. Arcybiskup Henryk Forster mówił o nim, że: „ Był on wielką ozdobą duszpasterzy na Śląsku, a to, ze względu na niezwykłą gorliwość, siłę woli i głębokie życie wewnętrzne.”
Nabożeństwo żałobne zostało odprawione we wrocławskim kościele pod wezwaniem świętego Macieja przez księdza Roberta Spiske – założyciela sióstr jadwiżanek. Homilie wygłosił proboszcz parafii Świętego Michała we Wrocławiu, ksiądz Gustav Haucke, który zwrócił się do zmarłego kapłana:
„Drogi Zmarły Bracie, wyjdź z tego Twojego kochanego kościoła, który tak lubiłeś odnawiać i przyozdabiać! Wyjdź w towarzystwie Twojej trzody i Twoich braci kapłanów i odejdź na miejsce pokoju, do domu, którego nikt Ci nie odbierze. (…). Pójdą za Tobą łzy wdzięczności i modły błagalne Twojej parafii, Twoich krewnych i Twoich podopiecznych, pójdzie memento Twych współbraci (…), pójdą Twoje dobre uczynki i zasługi, za które nich Ci wynagrodzi nasz Pan i Sędzia, Jezus Chrystus, radością i szczęśliwością w niebie”.
Sługa Boży, Ks. Jan Schneider zmarł w 53. roku życia, 7 grudnia 1876 roku we Wrocławiu, w wigilię święta Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.
Jako duchowe córki Księdza Jana w pierwszy wtorek każdego miesiąca, modlimy się we wszystkich wspólnotach zakonnych o dar beatyfikacji naszego Założyciela. W tym roku za sugestią Przełożonej Prowincjalnej Prowincji Polskiej Zgromadzenia s.M. Magdaleny Zabłotnej, rozpoczęłyśmy 05 października nowennę dziewięciu wtorków przy Założycielu. Cotygodniowa modlitwa połączona z konferencją s. Elżbiety Cińcio, pozwoli uczestnikom nabożeństwa poznać etapy życia sługi Bożego. Nasze siostry, które gromadzą się w kościele na Piasku z różnych placówek modlą się wraz z wiernymi najpierw na adoracji połączonej z modlitwą różańcową. Wystąpienie s. Elżbiety ma miejsce przed przed Mszą św. o 18.00, tym razem siostra przedstawiła sylwetki rodziców ks. Jana – Katarzyny i Jerzego Jana i wprowadziła słuchaczy w atmosferę rodzinnego domu małego Janka. Eucharystia sprawowana w intencji o beatyfikacje ks. Założyciela staje się także dziękczynieniem i wyjątkowym wołaniem naszego Zgromadzenia o duchowe dobro dla każdej z nas osobiście i całej Kongregacji.
Nowenna dziewięciu wtorków już wystartowała. Nasz klasztor w Raciborzu Brzeziu znalazł się wraz z klasztorem w Raciborzu i Pyskowicach jako rozpoczynający to nowennowe pielgrzymowanie. Każdy kolejny wtorek liturgie przygotowują kolejne wyznaczone domy i tym sposobem wszystkie siostry mogą tworzyć duchowy bukiet serdecznej modlitwy zanoszony Bogu z miejsca spoczynku naszego Ojca Założyciela.
s. M. Małgorzata Cur
paź 11, 2021 | AKTUALNOŚCI
Szkoła Podstawowa English Medium Primary School w Mwanga nosi imię Jana Schneidera. Jan Schneider jest patronem naszej szkoły.
Szkoła ta jest dla dzieci w wieku od 5 do 13 lat. Dzieci otrzymują edukację szkolną, życiową, a także edukację moralną i religijną.
DZIWNA NAZWA, ALE SŁAWNA
Na początku ludzie, którzy mieszkają tutaj w Mwanga, słysząc nazwę szkoły i widząc zdjęcie Jana Schneidera, nie rozumieli pochodzenia i natury tej nazwy.
Zawsze mówili, że jest to nazwa szkoły, ale trudna w wymowie i bardzo dziwna, zwłaszcza „Schneider”. Zawsze pytali, kim jest ten człowiek?
Niektórzy ludzie zwykli mówić
– Ten człowiek jest z Europy, jest tym, który zbudował szkołę.
– Ten człowiek jest właścicielem szkoły
– Ten człowiek jest księdzem, ale jest tym, który zbiera fundusze na budowę szkoły
– Ten człowiek jest święty, jest patronem uczniów, więc siostry biorą go za patrona i używają jego imienia.
Powoli, dzięki wyjaśnieniom sióstr, część osób zrozumiała, że Jan Schneider jest założycielem naszego Zgromadzenia.
Dzięki obecności tej szkoły w Mwanga, nasz Założyciel jest szeroko znany w wielu miejscach w Tanzanii, chociaż do tej pory wielu ludzi nazywało naszą szkołę SZKOŁĄ ŚW. JANA SCHNEIDERA!
JAK NAZYWAJĄ GO UCZNIOWIE
Po tym jak uczniowie dowiedzieli się o naszym Założycielu, teraz poznają i rozumieją kim jest Jan Schneider. Obecnie nazywają go tylko nazwiskiem „Schneider”, nawet ludzie z naszego otoczenia nazywają naszą szkołę szkołą Schneidera i wymawiają ją bardzo dobrze, mimo że nazwa ta jest u nas tak dziwna. Oczekujemy, że niektórzy rodzice nadadzą swoim nowonarodzonym dzieciom imię Schneider.
Sr. Maksymiliana SMI
paź 11, 2021 | AKTUALNOŚCI, HISTORIA
W tym roku 7 grudnia przypada 145 rocznica śmierci ks. Jana Schneidera, Założyciela Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. My, jego duchowe córki pragniemy duchowo przygotować się do tej rocznicy poprzez uczestnictwo w nowennie 9 wtorkowych Mszy św. sprawowanych w tym kościele w intencji o beatyfikację Założyciela.
Dziś, w pierwszy wtorek wspomnianej nowenny Liturgia Słowa zaprosi nas do Betanii, do domu rodzonych sióstr Marty i Marii, które miały brata Łazarza.
Przed Eucharystią przenieśmy się myślami do innego domu, w Mieszkowicach koło Prudnika, w którym żyły siostry Anna i Maria oraz ich starszy brat Jan, późniejszy kapłan wrocławski i Założyciel mojego Zgromadzenia. Ten dom to budynek mały, kryty strzechą, stojący na końcu Mieszkowic, ale nie w materialnej formie była jego wyjątkowość a w rodzinie, która w nim zamieszkała.
Wynajęty został przez nowożeńców: Katarzynę i Jana Schneiderów, którzy 200 lat temu, 30 września 1821 roku w kościele św. Jerzego w Mieszkowicach zawarli święty związek małżeński. Do wspólnoty małżeńskiej wnieśli szczerą miłość i ogromną pracowitość, dzięki którym od podstaw mogli się dorobić najpotrzebniejszych przedmiotów i kupić wynajmowany dom, zanim na świat przyszło potomstwo. Ojciec rodziny był z zawodu rzeźnikiem, dodatkowo zatrudniał się jako robotnik rolny w majątku parafii w Rudziczce a zimą trudnił się tkactwem. Zawsze starał się tak zorganizować pracę, aby uczestniczyć w obiadach rodzinnych. Matka, Katarzyna, zanim wyszła za mąż pracowała u bogatych gospodarzy jako pomoc domowa. Po ślubie często wspomagała budżet rodzinny najmując się u sąsiadów do ciężkich prac sezonowych.
Pierworodny syn Jan Jerzy przyszedł na świat 11 stycznia 1824 roku, a po nim w 1827 r. córka Anna Rozalia i w 1832 najmłodsza córka Maria Janina.
W domu rodzinnym Schneiderów było miejsce i na wspólne rozmowy i na modlitwę w gronie rodzinnym i na wybaczanie sobie nawzajem. Tak w miłości, wyrzekaniu się siebie w klimacie ubóstwa materialnego rodzice ukształtowali duchowe sylwetki swoich dzieci, córki wybrały stan małżeński a syn odkrył w sobie powołanie kapłańskie.
Małżeństwo Jana i Katarzyny Schneiderów przetrwało w ślubowanej sobie wierności 23 lata. Katarzyna zachorowała na gruźlicę i w 1844 roku zakończyła swoje ziemskie życie. Ojciec Jan Jerzy dożył sędziwych lat jako wdowiec. Pochował go własny syn kapłan.
Małżonkowie Katarzyna i Jan trwając w miłości i wierności małżeńskiej zrealizowali swoje powołanie życiowe. Wychowali dobrze troje dzieci a Kościołowi dali kapłana i prawnuczkę – siostrę zakonną członkinię mojego Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej.
Wspomnijmy w tym miejscu swoich rodziców, którzy przekazali nam wartości duchowe. Ich modlitwy i ofiary niech przynoszą stokrotne owoce w naszym życiu i niech nie zostaną przez nas zmarnowane.
S.M. Elżbieta Cińcio
paź 9, 2021 | AKTUALNOŚCI
„A serce się raduje, a serce się raduje” tak wołała siostra Dulcissima zawsze wtedy, gdy ogarniała Ją radość. Jestem przekonana, że służebnica Boża cieszy się dziś razem z nami z wydarzenia jakie miało miejsce w Brzeziu 03 października 2021.
Otóż w niedzielę, 03 października, w naszym parafialnym kościele pod wezwaniem świętych Apostołów Mateusza i Macieja w Brzeziu, na sumie o godz. 10. 30 dziękowaliśmy za dar św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, prosząc Boga w intencjach dusz najbardziej zagubionych. Duchowa przyjaźń Helenki Hoffmann ze świętą karmelitanką rozpoczęła się już w jej wczesnym dzieciństwie i trwała przez całe życie. To mała Teresa podpowiadała Helenie intencje do modlitwy i ofiarowywania się. Pierwszy biograf s.Dulcissimy, redemptorysta o. Józef Schweter odnotowuje: „Zgodnie z życzeniem Świętej z Lisieux Helena powinna była ofiarować się za Kościół, kapłanów i Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej”. Zatem to święta Teresa od Dzieciątka Jezus czuwała, by powołanie Heleny wzrastało i rozwijało się na większą chwałę Bożą i na pożytek ludzi. Święta Teresa z Lisieux ukazywała się we śnie Helenie a potem także prowadziła s. Dulcissimę, pobudzając ją do miłości Boga i bliźniego. Spotkania z Tereską odbywały się zawsze w atmosferze głębokiej radości. Ofiarując swe cierpienia za Kościół i kapłanów, za grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące oraz za własną rodzinę zakonną, a także praktykując przez całe życie pokorę i ubóstwo duchowe S. M. Dulcissima stała się wierną naśladowczynią św. Teresy od Dzieciątka Jezus. A kto poznał świętą Teresę i naszą siostrę Dulcissimę przyzna z całą pewnością, że te dwie siostry zakonne łączyła ta sama pasja ratowania dusz dla Zbawiciela. Ich biogramy są niezwykle podobne. Krótko wspomnę, że obie siostry kroczyły drogą dziecięctwa Bożego wciąż składając Ojcu Niebieskiemu wdzięczne duchowe kwiaty.
Zatem sprowadzenie relikwii św. Teresy z Lisieux do klasztoru w Brzeziu nie jest jedynie instalacją relikwiarza w kaplicy zakonnej. Jest ZAPROSZENIEM Świętej Karmelitanki do zamieszkania (zameldowania) na stałe w miejscu, nad którym od zawsze czuwała z przyzwolenia Bożego.
A jeśli zapraszamy do domu Gościa to…na przyjęcie tak ważnej Osoby trzeba było nam się dobrze przygotować. Tak więc dziewięciodniowa nowenna wprowadziła nas w czas formacji permanentnej, która stała się bliższym przygotowaniem do przyjęcia relikwii św. Tereni w naszym klasztorze. O duchowe wprowadzenie nas w tereskową rzeczywistość zadbał ks. prałat Teodor Suchoń, emerytowany kustosz sanktuarium św. Teresy w Chwałowicach, żarliwy czciciel karmelitanki.
Cieszyłyśmy się, że w niedzielę razem z nami były także nasze siostry z pobliskiego Raciborza, Branic czy też z Wrocławia. Tego dnia również dzięki uprzejmości ks. Teodora gościły u nas także relikwie Świętych Małżonków Zelii i Ludwika Martin i tym sposobem święci Rodzice towarzyszyli świętej Teresce w tak ważnym dla nas wydarzeniu. Na koniec Mszy świętej ks. Teodor poświęcił róże, które są znakiem wypraszanych łask za pośrednictwem św. Teresy.
Święta z Lisieux przed swoją śmiercią powiedziała: „Chcę, przebywając w niebie, czynić dobro na ziemi. Po śmierci spuszczę na nią deszcz róż”.
Piękne, poświęcone róże trzymane przez dzieci, młodzież, dorosłych a także siostry Maryi Niepokalanej kształtowały różaną procesję, prowadzącą do klasztoru oczekiwaną Małą Świętą Teresę od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza.
a serce się raduje a serce się raduje
s. M. Małgorzata Cur