sty 7, 2021 | AKTUALNOŚCI
Wszystko zaczęło się na spotkaniu wspólnotowym przed adwentem. Jedna Siostra mówi: „…zróbmy coś dla Maryi”, to jakoś mocno korespondowało z moim pragnieniem, aby odprawić 33 dniowe rekolekcje we wspólnocie i oddać się w niewolę Jezusowi przez ręce Maryi, jak proponuje św. Ludwik Maria Grignion de Montfort. I tak się stało, wspólnotowo, ale indywidualnie, kto miał też takie pragnienie 29 listopada rozpoczął rekolekcje, w których pomagał nam ks. Marcin Modrzyński swoimi rozważaniami.(por. Jedno Serce 33 dni z Maryją do Jezusa).
Dzielimy się kawałkiem dzisiejszego nabożeństwa…
„Niepokalana Maryjo, Oblubienico Ducha Świętego, pozdrawiamy Ciebie i chwalimy Owoc Twojego Łona. Przychodzimy Maryjo do Ciebie po 33 dniach rekolekcji, aby Ci powiedzieć : Tota Tua, cała Twoja. Arko Przymierza, w Twoim Sercu chcemy się ukryć, bo Ono jest najbezpieczniejszym miejscem, gdzie Szatan nie ma dostępu. W Twoim Łonie schować, abyś rodziła nas na nowo, do nowego życia.
Maryjo przez akt oddania się Tobie, chcemy powiedzieć, że ufamy… oddając Ci wszystko, wierzymy, że Ty jako najlepsza Matka, zatroszczysz się o każdą naszą potrzebę, a przede wszystkim o to, abyśmy były do Ciebie podobne i abyśmy wiernie wypełniły Wolę Bożą i nie straciły życia wiecznego.
Maryjo, Matko pięknej i czystej miłości, chcemy wszystko czynić z Tobą, przez Ciebie i w Tobie, abyś Ty była bardziej znana i kochana, aby Twoje Niepokalane Serce zwyciężało!
Maryjo, jako Wspólnota, ale też, ale też, każda z nas osobno chce przynieść Ci akt zawierzenia i przyjąć od Ciebie białą różę, symbol czystości i piękna, pokory i wierności, symbol łaski, którą nam wypraszasz, abyśmy wytrwały na drodze, którą kroczymy i dzisiaj w pewnym sensie, którą na nowo rozpoczynamy.
Tota Tua Maryja! Cała Twoja!
S.M. Agnieszka Plasło
sty 4, 2021 | AKTUALNOŚCI
Świadectwo siostry
Po pierwsze, chciałabym podziękować Bogu za łaskę i błogosławieństwo, z jakim towarzyszył mi przez cały czas, odkąd jestem w Niemczech.
Minął rok odkąd tu przyjechałam. Wyzwania, przed którymi stanęłam na początku z powodu nowego środowiska, to przede wszystkim inny język i właściwie wszystko było dla mnie nowe. Często zastanawiałam się, czy naprawdę mogę tu mieszkać, nie wiedząc nic i dlaczego mnie tu przysłano, co mam tu robić. Wątpliwości minęły po tym jak nasze siostry dobrze mnie przyjęły i pokazały tak wiele możliwości, by mnie zachęcić i pomóc, jak nauka języka i wiele innych rzeczy związanych z życiem we wspólnocie. Doświadczam też wiele miłości, jaką mi dają, mimo że są starsze i często same potrzebują dużo wsparcia. Teraz bardziej już przyzwyczaiłam się do otoczenia i czuję się szczęśliwa i zmotywowana, by zajmować się nimi i wieloma innymi rzeczami, zwłaszcza tymi związanymi ze wspólnotą. Nadal staram się uczyć języka, co pomoże mi lepiej komunikować się z moimi siostrami i wykonywać wszystkie zadania.
Chciałabym podziękować siostrom z mojej wspólnoty tutaj w Berlinie za ich wspaniałą pomoc i współpracę, którą mi dotychczas okazywały i nadal proszę o ich pomoc. Niech Bóg da im wiele siły i cierpliwości we wszystkich trudnościach ich podeszłego wielku. Boże, bądź z nimi i daj im pocieszenie.
S.M. Maria Goretti
gru 27, 2020 | AKTUALNOŚCI
W środę 11 listopada 2020 r. papież Franciszek pobłogosławił w Watykanie figurę Matki Bożej Cudownego Medalika, która od 1 grudnia 2020 r. do 22 listopada 2021 r. będzie pielgrzymować po Włoszech.. Peregrynacja ma związek ze 190 rocznicą objawień Matki Bożej w kaplicy Sióstr Szarytek w Paryżu, jakie otrzymała św. Katarzyna Labouré.
W roku 1830 Maryja powiedziała do Katarzyny Laboure: „Postaraj się o wybicie medalika na ten wzór! Wszystkie osoby, które będą go nosić na szyi, otrzymają wielkie łaski. Łaski będą obfite dla tych, którzy nosić go będą z ufnością.”
Kiedy przygotowywano się do wybicia pierwszych medalików, w marcu 1932 r., w Paryżu wybuchła straszliwa epidemia cholery, która zaczęła obejmować sąsiednie tereny. Liczba ofiar wzrastała w szybkim tempie.
Dnia 30 czerwca 1932 r. Siostry Szarytki rozpoczęły rozdawanie medalików wśród osób dotkniętych epidemią. W bardzo krótkim czasie choroba ustąpiła. Później zaczęły się cudowne wydarzenia, które sprawiły, że w ciągu niewielu lat Cudowny Medalik stał się znany na całym świecie.
W naszych obecnych, trudnych czasach dotkniętych pandemią, peregrynacja figury Matki Bożej Cudownego Medalika jest bardzo ważna. Zapewnienie Maryi, że w trudnych czasach i w świecie dotkniętym różnego rodzaju kataklizmami specjalne łaski otrzyma, każdy kto Jej zaufa, i z wiarą będzie nosił Jej Cudowny Medalik, jest nadal aktualne. Taką potrzebę na obecny czas widział Papież Franciszek, który pobłogosławił figurę Matki Bożej Cudownego Medalika i od parafii rzymskich rozpoczęła się Jej peregrynacja.
W to przesłanie zawierzenia i miłosierdzia, które towarzyszy peregrynacji została włączona także parafia pw. św. Franciszka z Asyżu w Rzymie, z którą współpracuje nasza wspólnota Generalatu. W IV niedzielę Adwentu 2020 r. wspólnie z parafianami modliłyśmy się przed figurą Matki Bożej.
Uczestniczyłyśmy we Mszy św. i w modlitwach zanoszonych do Boga przez wstawiennictwo Maryi dziękowałyśmy za wszystkie dotychczasowe dary, prosząc o potrzebne łaski dla ludzi dotkniętych chorobą koronawirusa i o zakończenie pandemii.
S.M. Weronika Wojciechowska
gru 23, 2020 | AKTUALNOŚCI
Pomagam wszystkim osobom, które żyją na ulicy. Chodzę na dworce, pod mosty, odwiedzam pustostany, rampy i bocznice kolejowe, stare magazyny, klatki schodowe – mówi s. Edyta Kasjan ze zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej i Stowarzyszenia „Misja Dworcowa”
s. Edyta oprócz pracy jako streetworkerka wraz z siostrą Goretti i siostrą Heleną prowadzi ośrodek, który oferuje schronienie samotnym kobietom. – Osoby, które spotykam, niosą bagaż traumatycznych doświadczeń, to przemoc, brak miłości i bezpieczeństwa, odrzucenie, handel ludźmi. Każda osoba, która żyje na ulicy, odczuwa żal z powodu utraconego domu. Nikt nie mówi sobie: „od dziś będę bezdomna i będę szczęśliwa” – podkreśla.
Siostra Edyta pracuje we Wrocławiu. – Nasze Zgromadzenie powstało w XIX wieku, kiedy do tego miasta przyjeżdżały młode kobiety w poszukiwaniu pracy i często się gubiły. Wtedy władze miasta skierowały pytanie do Kościoła, czy któryś ksiądz mógłby się tym zająć. Najlepszym kandydatem okazał się ks. Jan Schneider, który pracował wcześniej z kobietami w fabryce cygar. To on stworzył stowarzyszenie, a z niego powstało zgromadzenie – opowiada.
Jak się umiera na ulicy?
Nie każdy da się namówić na skorzystanie z pomocy schroniska, ogrzewalni czy innej placówki. Czasem wszystko, co da się zrobić, to towarzyszyć człowiekowi tam, gdzie jest – na ulicy, w pustostanach, altankach.
Ludzie bez stałego adresu odchodzą różnie. – Najgorsza jest wtedy dla nich samotność – tłumaczy siostra. Nawet jeśli umierają w szpitalu, rzadko udaje się odnaleźć kogoś z ich bliskich, nieczęsto też rodzina decyduje się na spotkanie. Warto „zawalczyć”, by nie musieli być wtedy sami. Smutne, gdy umierają w ciemnych zakamarkach, grzebani potem jako „N.N.”.
– Jakiś czas przed wybuchem epidemii spotkała w Obornikach Śląskich pana Kazimierza. Raz był bezdomny, raz gdzieś pomieszkiwał. Miał różne „wzloty i upadki”, które niestety odbiły się także na jego zdrowiu. Kiepskie jedzenie, niezdrowy tryb życia, spanie na kartonach porozkładanych na gołym betonie często dla bezdomnych oznaczają szybką utratę zdrowia. Kazimierz miał gruźlicę.
Na widok zakonnicy rozpłakał się i mówi: „Edyta, ja umieram”. „Boisz się?” – spytała. „Tak, bo nie wiem, co mnie tam czeka”. Siostra opowiedziała mu o nieskończonej miłości Boga. – „Gdybyś wiedział, jak On cię kocha, to byś oszalał ze szczęścia. Ale wiedz, że On szanuje naszą wolę. Jeśli nie chcemy przyjąć Jego miłości, nie narzuca się nam” – tłumaczyłam mu. – „Gdy będziesz przechodził na tamtą stronę, powiedz: »Jezu, ufam Tobie«” – wspomina siostra. – Odpowiedział: „Tylko tyle?”. „Tak, ale nie na odczepnego. W tych słowach mają być cała twoja wiara, cała miłość, całe serce…”.
Kazimierzowi trudno było to pojąć, więc w końcu siostra stwierdziła: „Jak cię nie stać na taką modlitwę, to powiedz po prostu Jezusowi, że jesteś od Edyty”. „I co, On ciebie zna?. „Pewnie, że zna… Wiesz, ja mam tam pokój zarezerwowany dla takich niedowiarków” – tłumaczyła mu z uśmiechem, wyjaśniając, że modli się codziennie za swoich przyjaciół. Nie zostaną bez pomocy w momencie przejścia na drugą stronę. „Nie wiadomo, kto z nas tam będzie pierwszy. Jak ja, to będę na ciebie czekać; jak ty, to też czekaj na mnie…”.
Ufa, że się spotkają…
(Banasiewicz Blog)
gru 20, 2020 | AKTUALNOŚCI
Podczas wizyty w Tanzanii przełożona generalna, s. M. Alma, zapytała mnie, czy chciałabym pojechać do Niemiec. Bardzo się z tego ucieszyłam, ale zadawałam sobie pytanie: „Ja, do Niemiec, jak to jest możliwe?“.
Podróż do Niemiec. Podróż samolotem do Europy. Wielkie wyzwanie. 12 grudnia, Sr. Bakhita i ja wystartowałyśmy i 13 grudnia przybyłyśmy do Berlina. Padał śnieg, co za niespodzianka! Nie miałyśmy ciepłych kurtek i było nam bardzo zimno. Siostra Carla odebrała nas z lotniska i w końcu mogłyśmy się ogrzać.
Drugim wyzwaniem był język. Było to dla mnie bardzo trudne i na początek mówiłam rękami i nogami (język migowy), ale siostry mnie rozumiały.
W styczniu rozpoczęła się szkoła językowa. To była katastrofa. Nie zrozumiałam ani słowa, a potem dostawaliśmy też pracę domową. Och jej! Wracałam do domu i od nowa… To był dla mnie ciężki okres i myślałam, że nie nauczę się tego języka.
Cierpliwości! Cierpliwości! W spokoju leży cała siła! Po czterech miesiącach, wiele rzeczy było lepszych. Tutaj nauczyłam się, że do każdego języka obcego potrzeba czasu, aby go zrozumieć. Zajęło mi to dużo czasu, ale jestem bardzo wdzięczna, że tak dobrze poszło. Moją motywacją było – Nigdy się nie poddawaj. Nigdy się nie poddawaj.
Moim marzeniem, od kiedy byłam nowicjuszką, było zostać pielęgniarką. Pozwolono mi na rozpoczęcie szkoły w Cochem. „Matka Cierpliwość“ zawsze tam była.
Teraz jestem w Niemczech od ośmiu lat. Pracuję w naszym domu opieki dla osób starszych i za to jestem bardzo wdzięczna i bardzo szczęśliwa. To ciężka praca, ale daje radość i satysfakcję. Lubię pracować ze starszymi osobami. Niektórzy z nich cieszą się, że widzą afrykańską zakonnicę jeszcze w swoim starszym wieku. Bardzo się cieszę, kiedy mogę dać nadzieję ludziom, którzy już się poddali. Zauważam to w ich wypowiedziach. Czasem słyszę od nich: „Należysz do mojej rodziny, jesteś jak moja matka, jesteś jak moja siostra“ itd. Wtedy myślę o dobrym pasterzu, który miał 100 owiec i szukał tej, która zaginęła.
Mieszkam w Berlinie Kreuzberg, w małej wspólnocie z 5 siostrami. Staramy się razem robić to, co najlepsze; i cieszymy się każdym dniem jako darem od Boga. Tam, gdzie są ludzie, to normalne, że są też nieporozumienia. To też pokazuje, że nie jesteśmy aniołami.
Kocham moje Zgromadzenie. Kocham naszego Założyciela i kocham moje siostry.
Sr. M. Josephina Kilawe
gru 17, 2020 | AKTUALNOŚCI
„I wszystko psu na budę bez miłości”
Ks. Jan Twardowski
Klenica, to niewielka wioska na zachodzie Polski. Życie tu płynie zwyczajnie i leniwie. Kilka małych sklepów, probostwo, kościół, zapomniany pałacyk w którym dzieciństwo spędziła polska noblistka, remiza strażacka, malutka szkoła podstawowa, dwa przystanki autobusowe … i Placówka Opiekuńczo – Wychowawcza. O tej ostatniej mówi się mało. Mieszkają tutaj osoby pozbawione opieki. Dzieciaki z różnych środowisk, z wieloma obciążeniami i trudnymi historiami w swoich niedługich biografiach. Można by rzec – placówka jak placówka, gdyby nie fakt, że jej założycielkami i osobami prowadzącymi ośrodek są Siostry Maryi Niepokalanej. Kilka lat placówką kierowała siostra Weronika – osoba o wielkim sercu i dużej odwadze. Musiała wraz z siostrami zmierzyć się z tym, co najtrudniejsze. Ze startem w trudnych okolicznościach. Dziś placówka jest zrestrukturyzowana. Zmieniła organ prowadzący i stała się instytucją samorządową, której organem prowadzącym jest starostwo. Jak mawiał Heraklit z Efezu „wszystko płynie i nic nie pozostaje takie same”, jednak, mimo wielu zmian siostry trwają nadal. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – kochają ludzi. Praca z siostrami, to dla nas wychowawców niezwykłe doświadczenie i odkrywanie tego, co dla nich ważne.
Kilka tygodni temu, a ten krótki tekst powstaje na początku grudnia 2020 roku, o Naszym Domu zaczęło być głośno. Na początku za sprawą jednego z internetowych serwisów społecznościowych, potem za sprawą różnych telewizji. Wymyśliliśmy akcję z okazji dnia św. Mikołaja – poprosiliśmy internautów o zrobienie prezentów dla naszych dzieciaków … i ku naszemu zdziwieniu zaczęły dziać się rzeczy dobre i dla nas niepojęte. Kurierzy, listonosze, paczkomaty i gońcy na kilka tygodni stali się naszymi nieodłącznymi towarzyszami. Otrzymaliśmy tyle dobra, że trudno nam jest się z nim mierzyć. Każdy darczyńca prezent zrobił z serca, siostra Zelia nie rozstawała się z czatującymi i ciągle odpowiadała na zapytania: co dla Zuzi?, jaka czapka dla Kuby?, czy Kuba ma rozmiar M, czy lepiej L?, Kupiłam lalkę dla Lenki, czy wózek też by się przydał? Dzień św. Mikołaja był pełen dziecięcych uśmiechów. Radości nie było końca, ale to nie wszystko – dobro posypało się zewsząd. Pani Ania zaproponowała, że kupi nowe materace, jeden z trenerów personalnych z Zielonej Góry przywiózł kilka toreb zdrowego jedzenia, dwie restauracje zrobiły dzieciakom przyjemność w postaci pysznych dań z własnej karty, przedstawiciel dużej firmy sprzątającej z Irlandii napisał do swojej firmy projekt, a ta wyasygnowała pieniądze na zajęcia sportowe dla dzieciaków, odezwała się duża firma produkcyjna – przysłali pufy i siedziska, Ela z salonu fryzur całą sobotę przeznaczyła dla naszych dzieciaków traktując nas jak klientów z „najwyższej półki”. Jedna z naszych wychowanek – Cyntia zaszła w ciążę i od razu doświadczyła troski – odezwała się do nas doktor ginekologii z Poznania i zaoferowała bezpłatną, prywatną opiekę nad przyszłą mamą i jej dzieckiem, które ma się urodzić. Zresztą odwiedziła nas z mężem – przywieźli wspaniały prezent i natychmiast Pan Paweł – doktor ortopeda zaproponował, że zbada wszystkich wychowanków, że pomoże – gdyby była potrzeba. Takie rzeczy dzieją się u nas każdego dnia, mimo pandemii, mimo wszystko. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta – miłością dzielimy się w realu.
***
Siostry codziennie modlą się o pomyślność dla naszych przyjaciół. O zgodę i zrozumienie w naszym zespole. O uśmiech. O mądre rozwiązania. Całym zespołem pokazujemy, że można robić piękne i wartościowe rzeczy, nawet mimo różnic. My wychowawcy, robimy wszystko, żeby za kilka, kilkanaście lat nasi wychowankowie powiedzieli – to nie był stracony i straszny czas. Jak będzie – pokaże przyszłość.
ps. Tekst napisałem na nocnej zmianie dobrze myśląc o wszystkich siostrach, które kiedykolwiek w tym miejscu stanęły na mojej drodze.
PAWEŁ