Czy życie zakonne ma dzisiaj sens?

Czy życie zakonne ma dzisiaj sens?

Żyjemy w czasach ogromnych możliwości człowieka. Jeszcze 50 lat temu obecny styl życia ludzi był dla ówczesnych nieosiągalny nawet w naśmielszych marzeniach. Dziś, dzięki wynalazkom technicznym, rozwijającej się wciąż globalizacji w wielu dzidzinach naszego życia, ma się wrażenie, że świat jest na wyciągnięcie ręki, stoi otworem do dyspozycji każdego człowieka, a to, co zrobimy z naszym życiem zależy tylko od naszej decyzji. W takiej sytuacji wybieranie prostego, ubogiego życia w klasztorze może wydawać się dla współczesnych czymś zupełnie niedorzecznym. Dla wielu ludzi życie zakonne traci dzisiaj na swej wartości stając się swego rodzaju „folklorem religijnym” czy średniowiecznym reliktem.  Inni rolę osób konsekrowanych postrzegają głównie w kategoriach działalności społecznej, która obecnie, przy mocno rozwiniętych instytucjach społecznych nie odgrywa już takiego znaczenia, jak wcześniej. Można zatem odnieść wrażenie, że czas zakonów powoli się kończy. Przy takim myśleniu może utwierdzać także fakt spadającej liczby powołań do życia konsekrowanego w Europie.

Czy jednak rzeczywiście mamy dziś do czynienia z kryzysem życia zakonnego, które zdezaktualizowało się w nowoczesnym świecie, czy może wokół nas kreowany jest świat, w którym podstawowe i naturalne wartości, jak wiara w Boga, miłość jako dar z siebie, prawda, dobro i piękno zaczęły być nieporozumieniem?

Nie ma wątpliwości, że w dzisiejszym świecie dla wielu chrześcijan duchowość stała się jedną z najbardziej skarłowaciałych dziedzin życia. Z jednej strony słabnięcie wiary a z drugiej coraz bardziej odczuwalne, choć może nie uświadomione, pragnienie Boga-Stwórcy – oto dramat współczesnego człowieka. Świadectwo życia konsekrowanego chyba jeszcze nigdy w historii nie było tak potrzebne jak obecnie. Nie traci sensu, ale jest znacznie trudniejsze, gdyż ma spełniać swoją rolę w kulturze, która wybrała indywidualizm jako swój znak rozpoznawczy. Życie konsekrowane jako droga służby, miłości, bezinteresowanego oddawania siebie na rzecz osób często zaniedbanych, trudnych, potrzebujących stoi w zupełnej opozycji z dzisiejszą mentalnością.

Istotą powołania do życia konsekrowanego nie jest aktywność, lecz tożsamość osoby konsekrowanej. Powołanie do życia zakonnego, to powołanie do wyjątkowej więzi z Chrystusem, która nie może się zdezaktualizować. Wspólnota zakonna ma ukazywać pasję życia dla Boga – to jest jej zadanie w świecie. Oczywiście nie znaczy to, że najlepszą drogą dla wszystkich ludzi byłoby życie zakonne. Jednak to życie, które z łaski Bożej wybierają niektórzy chrześcijanie jest dla innych pomocą, by nie pogubić się w różnorodności dróg, i propozycji, jakie istnieją we współczesnym świecie.

Życie konsekrowane ma przekonywać, że to Bóg daje doświadczenie szczęścia, którego szuka świat i nie znajduje gdzie indziej. Nie dadzą go pieniądze, władza czy uczucia, jeśli nie są zintegrowane w doświadczeniu wiary. To Bóg jest Panem wszystkiego, do nas należy wypełnić powierzone nam zadanie.

S.M. Sybilla Kołtan

Święty Józef przyjaciel od finansów

Święty Józef przyjaciel od finansów

Ponieważ obecni rok jest ogłoszony przez papieża Franciszka ,,Rokiem świętego Józefa”, pragnę podzielić się z Wami moją przyjaźnią z tym świętym.                                                                                             

Nabożeństwo do św. Józefa miałam od zawsze, już zanim wstąpiłam do naszego Zgromadzenia znałam litanię do św. Józefa na pamięć. Zawsze starałam się powierzać wiele spraw przez jego wstawiennictwo, szczególnie… sprawy finansowe…Nigdy mi nie odmówił pomocy.

W pamięci mam dwie szczególne sytuację z mojego życia.

Podczas, gdy byłam w Bardzie Śląskim, cała wspólnota sióstr wiedziała, że mam szczególne nabożeństwo do św. Józefa. Byłam wtedy przełożoną. Dom był bardzo duży i nieustannie coś się psuło lub wymagało remontu. Niestety brakowało na to pieniędzy. Modliłam się do mojego Przyjaciela św. Józefa, aby pomógł nam z tymi sprawami finansowymi.

Pewnego dnia rano, kiedy schodziłam do kaplicy zobaczyłam na korytarzu przed wejściem do kaplicy, że stoi figura św. Józefa, który w ręku trzymał kopertę. (Dodam tylko, że nigdy wcześniej ta figura tam nie stała). Pamiętam dobrze słowa, które wtedy wypowiedziałam na głos: ,,O jej a ty, skąd się tutaj wziąłeś?”. Po chwili, gdy wypowiedziałam te słowa, z głębi korytarza, usłyszałam śmiech sióstr, które ukryły się za rogiem. To najmłodsze siostry ze wspólnoty  postawiła tę figurę. Jak wspomniałam, Józef trzymał w ręku kopertę i jak się po chwili okazało były w niej pieniądze. Przyznam, że bardzo ucieszyłam się, gdyż mogliśmy wyremontować taką dużą salę, którą mogłyśmy przeznaczyć na rekolekcje dla przybywających do naszego domu pielgrzymów oraz na wspólne siostrzane spotkania.

Nigdy nie dowiedziałam się skąd były te pieniądze i kto nam je podarował (siostry nigdy nie powiedziały skąd). Ja jednak wierzyłam, że to sam św. Józef zatroszczył się o to.

Kolejna sytuacja wydarzyła się, jak potrzebowałyśmy pieniędzy na remont kuchni.

Ufając w pomoc św. Józefa, Jemu zawierzyłam całą tą sprawę i znalezieniem pieniędzy na jej remont.

Pewnego dnia w naszym domu odbywały się rekolekcje dla pielgrzymów. Pomagałam wtedy Siostrom w kuchni i pamiętam, że rozmawiałyśmy o remoncie. W pewnej chwili do kuchni wszedł ksiądz, który głosił wtedy u nas rekolekcje (obecnie jest biskupem). Przywitał się z nami, podszedł do mnie i kuchni i wręcza mi kopertę, mówiąc przy tym: ,,To od św. Józefa dla siostry”.  W kopercie były pieniądze, które wystarczyły na remont kuchni.

Te dwie sytuacje pamiętam w sposób szczególny, choć było ich jeszcze wiele.

Kocham św. Józefa bardzo. Mówię na niego też zdrobniale ,,Józefku pomóż”, proszę aby on ,,coś” wymyślił, ratował. I on zawsze pomagał i stawiał na mojej drodze życiowej wspaniałych ludzi. I pomaga do dziś. On jest niezawodny w niesieniu pomocy. W jednych sprawach działa od razu, w niektórych trzeba czekać dłużej na Jego wstawiennictwo, ale On zawsze pomaga i wstawia się,  tylko trzeba Jemu naprawdę zaufać, wierzyć i prosić Jego o pomoc.

S.M. Borgia Drobina

Kapłaństwo ks. Schneidera jako służba

Kapłaństwo ks. Schneidera jako służba

Święcenia prezbiteratu

Ks. Johannes Schneider w całym swoim kapłańskim życiu naśladował patrona wrocławskiej katedry tak w dziedzinie wierności swemu powołaniu jak i w zakresie nieskazitelnej czystości kapłańskiej. Jak napisał jego biograf ks. J. Schweter, dzięki nieskalanej czystości kapłańskiej „cieszył się pełnym szczęściem kapłańskiego powołania i miał serce pełne współczucia dla biednych ofiar namiętności i uwodzicielstwa”.

Dzień przyjęcia święceń kapłańskich uznał ks. Johannes Schneider za najważniejszy w swoim życiu. Cel, do którego dążył nieprzerwanie przez 12 lat i który opłacić musiał wieloma ofiarami i wyrzeczeniami, został wreszcie osiągnięty. Święcenia kapłańskie otworzyły przed nim możliwość realizacji swojego powołania jako kapłana ale także jako obrońcy najsłabszych i moralnie zagrożonych oraz założyciela nowego zgromadzenia zakonnego. Nigdy nie traktował kapłaństwa jako możliwości podniesienia swojego statusu społecznego, czy rozpoczęcia kariery.

Mszę prymicyjną odprawił 2 lipca 1849 r. w katedrze wrocławskiej w XIV-wiecznej kaplicy mariackiej. Kazanie w czasie Mszy św. prymicyjnej wygłosił jego rodak ks. dr Johannes Klein (1818-1890) wikariusz ze Ścinawy, bakałarz prawa kanonicznego i członek wielu towarzystw naukowych. Ks. Schneider podziwiał starszego kolegę od czasów szkolnych. Prymicje miały bardzo skromny charakter. Znamienny jest też fakt, że odbywały się we Wrocławiu, a nie w rodzinnej parafii w Rudziczce. Prawdopodobnie przyczyną tego mogła być sytuacja w rodzinnej parafii neoprezbitera. Wcześniejszy proboszcz i wielki protektor Johannesa Schneidera, ks. Antoni Hoffmann zmarł w lutym 1847 r., a parafią po jego śmierci zarządzał nie znany mu bliżej administrator. Dopiero w dniu 24 II 1851 r. Rudziczka otrzymała nowego proboszcza w osobie ks. Wilhelma Vogta.  Wydaje się także, iż ks. Johannes Schneider również później, już jako kapłan nie identyfikował się mocno z rodzinną parafią. Może świadczyć o tym zapis ks. Waltera Schwedowitza, proboszcza Rudziczki w latach 1921-1945, autora monografii o sześciu parafiach dekanatu prudnickiego, w tym także Rudziczki. Nie wymienia on ks. Johannesa Schneidera wśród kapłanów pochodzących z parafii w XIX w., ale umieścił krótki jego życiorys na końcu swojej książki, w którym przedstawił ks. Schneidera jako kapłana pochodzącego z parafii Rudziczka i założyciela Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Fakt ten może świadczyć o tym, że autor zapomniał umieścić wzmianki o ks. Janie w swojej książce lub, że postać ta nie była mocno identyfikowana z parafią w Rudziczce.

 

Wikariusz w Wiązowie

 

Pierwszą placówką ks. Johannesa Schneidera była parafia w mieście Wiązów w powiecie Strzelin.  Pracował on w kościele św. Krzyża, św. Piotra i Pawła oraz św. Jadwigi – patronki Śląska.

Do Wiązowa ks. Jan Schneider trafił najprawdopodobniej wskutek ingerencji rektora Alumnatu ks. doc. dra Josepha Sauera, który mógł zabiegać o to, aby ks. Jan pracował w jego rodzinnej parafii, uznawszy go za odpowiedniego i nadającego się na to stanowisko. Szczęściem dla ks. Schneidera było to, iż pierwszy jego proboszcz ks. Franz Elpelt był kapłanem bardzo gorliwym i czułym na sprawy praktycznego rozwiązywania nabrzmiewających wówczas problemów związanych z tzw. kwestią społeczną.  W czasie pobytu ks. Jana Schneidera w Wiązowie, parafia liczyła około 3500 wiernych.  Gorliwość ks. Franza Elpelta wyczuliła ks. Schneidera na sprawę rozwiązywania problemów ludzi biednych, a szczególnie nędzy moralnej wśród pracujących kobiet. W miasteczku Wiązów wiele dziewcząt pracowało w fabryce cygar. Wpadały one wówczas w różnego rodzaju nałogi i złe towarzystwo. Ks. Schneider organizował dla nich spotkania w soboty i niedziele, które były dla pracujących dziewcząt okazją do integracji z rówieśnicami oraz były bezpiecznym i wartościowym środowiskiem spotkań.  Młody wikariusz Schneider dbał o ich godziwe rozrywki i o pogłębienie wiedzy religijno- moralnej.  Duża liczba służących dziewcząt pracowała również w majątkach ziemskich w piętnastu ośrodkach wiejskich, należących do parafii Wiązów. Uzależnione od chlebodawców były często narażone na demoralizację.

Ks. Johannes Schneider chciał je wyczulić na sprawy życia sakramentalnego, pielęgnowanie życia modlitwy. Przy pomocy swego proboszcza, z którym dobrze się rozumiał, wpływał także na ich rodziców i wychowawców. W tej dziedzinie znalazł pomoc w nauczycielu i dyrygencie chóru parafialnego – Depene. Dbał on o poziom śpiewu kościelnego w parafii i zachęcał młodzież do gorliwego udziału w nabożeństwach.

Jako młody wikary, ks. Schneider cały swój czas angażował na pracę i pomoc potrzebującym, którzy byli blisko niego.

 

Wikariusz w Kościele NMP na Piasku

 

Po dwóch latach pracy w Wiązowie ks. Jan Schneider został skierowany, w dniu 9 IX 1851 r. do pracy w parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku we Wrocławiu w charakterze wikariusza. Objął on tam miejsce ks. dra Franza Lorinsera, którego książę biskup dr M. von Diepenbrock mianował ojcem duchownym w Alumnacie.  Parafia Najświętszej Maryi Panny we Wrocławiu liczyła w 1851 r. około 1500 wiernych.

Nominacja ks. Jana Schneidera na stanowisko wikariusza w parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku na miejsce ks. dra F. Lorinsera, który należał do czołówki najwybitniejszych kapłanów diecezji wrocławskiej ówczesnego czasu, świadczy o tym, że ordynariusz wrocławski książę kardynał dr Melchior von Diepenbrock, poznał się na jego zdolnościach intelektualnych, duchowych i organizacyjnych. W tej świątyni pracowali w tym czasie bardzo utalentowani duszpasterze na czele z ks. doc. dr Józefem Wickiem (1820- 1903).

Ks. Jan Schneider pracował najpierw przy boku ks. Franza Hoffmanna, który był formalnie proboszczem w latach 1848-1852, a od 12 XI 1852 r. ks. Józefa Wicka. Nominacja ks. Wicka na stanowisko proboszcza w kościele Najświętszej Maryi Panny na Piasku była ostatnią nominacją chorego na raka księcia kard. dra Melchiora von Dipenbrocka. Ks. doc. dr J. Wick objął parafię 4 stycznia 1853 r.   W tym czasie proboszcz parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku administrował parafią św. Michała Archanioła.

Ksiądz Johannes Schneider jako wikariusz nawiązał bardzo serdeczną współpracę z ks. Robertem Spiske, założycielem Sióstr św. Jadwigi (1859 r.), który pracował w tej parafii od 20 VI 1848 r. także w charakterze wikariusza, ( od 2 IX 1851 do 18 I 1852 r. był administratorem parafii św. Michała we Wrocławiu), a od 18 I 1852 r. był kuratorem tej parafii.

Pierwszy proboszcz ks. Jana Schneidera ks. Franz Hoffmann był postacią konfliktową i tragiczną. W parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku nie pracował długo. Dnia 16 III 1852 r. został suspendowany, a pięć miesięcy później pozbawiony funkcji proboszcza przez kard. Melchiora von Dipenbrocka, z którym prowadził nieprzyjemne spory.

Ks. Schneider nie tylko nie miał najmniejszych nieporozumień ze swymi braćmi w kapłaństwie, ale potrafił nawiązać bardzo owocną współpracę również z nowo mianowanym 12 XI 1852 r. proboszczem ks. Józefem Wickiem i ks. Robertem Spiske. Tworzył z nimi dobry zespół w pracy duszpasterskiej. Jednocześnie mógł zapoznać się dzięki tej współpracy ze sposobami rozwiązywania problemów związanych z ówczesną biedą duchową i materialną społeczeństwa.

Ks. doc. dr hab. Józef Wick był nie tylko wybitnym duszpasterzem i uczonym kaznodzieją, ale także utalentowanym działaczem społecznym i organizatorem. Należał on w Niemczech – obok Augusta Reichenspergera i ks. Wilhelma Emmanuela von Kettelera – do promotorów ruchu wincencjańskiego. Brał udział w 1848 r. – obok księży śląskich Jana Baltzera, Henryka Förstera i Franciszka Wittkego – w pierwszym zjeździe katolików niemieckich w Moguncji. Po powrocie z Moguncji zorganizował w dniu 11 XI 1848 r. zjazd katolików śląskich we Wrocławiu. W latach 1848-1849 ks. doc. dr Józef Wick utworzył około 120 organizacji katolickich z centralą we Wrocławiu. Z jego inicjatywy powstał między innymi: Związek Katolickiego Wschodu, Katolicki Związek Rzemieślniczy, Internat dla Dzieci, Katolicka Biblioteka we Wrocławiu.  Na terenie Niemiec ruch wincencjański miał wpływ na powołanie organizacji kobiecych, które opiekowały się chorymi kobietami, porzucanymi dziećmi, dziewczętami zagrożonymi prostytucją. Organizacje św. Wincentego a Paulo walczyły z literaturą brukową, organizowały kasy oszczędnościowe, biblioteki, propagowały dobrą literaturę religijną wśród ubogich. Były zalążkiem Akcji Katolickiej na Śląsku.

 

Na zasadach Stowarzyszenia Konferencji św. Wincentego a Paulo działał od 1848 r. przy parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku Związek Katolickich Kobiet Zamężnych i Panien pod wezwaniem św. Jadwigi. Obejmował on około 3000 członkiń. Przeważały w nim nauczycielki i osoby wykształcone. Dzięki dobrej formacji tego Stowarzyszenia, zapewnionej przez ks. Roberta Spiskego, kobiety te opanowały trudną sytuację biednej ludności w mieście; roztoczyły bowiem opiekę nad ludźmi chorymi, więźniami, zaniedbanymi dziećmi. Z tego Stowarzyszenia wyłoniło się w 1859 r. żeńskie zgromadzenie Sióstr św. Jadwigi od Najświętszej i Niepokalanej Dziewicy i Bożej Rodzicielki Maryi, oparte na regule św. Augustyna dla III zakonu.

Ks. proboszcz Wick w 1863 r. założył periodyk „Breslauer Hausblätter” przekształcony na dziennik „Schlesische Volkszeitung”.  Dlatego w tej gazecie jest obszerny artykuł pośmiertny dotyczący ks. Schneidera!

Praca ks. Johannesa Schneidera w parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku i kontakty z wyżej wymienionymi kapłanami stanowiły ważną jego formację pastoralną. Przygotowała go do zadań wielkiego Apostoła miłosierdzia i zakonodawcy. W parafii Najświętszej Maryi Panny zyskał opinię znakomitego kaznodziei, spowiednika i organizatora.  W tej sytuacji wydaje się naturalne, że ks. Schneidera wybrano by założył kolejne nowe stowarzyszenie.

 

Duszpasterstwo w parafii św. Macieja

 

Następca księcia kard. Melchiora von Diepenbrocka (+1853) książę biskup dr Heinrich Förster, 3 IV 1854 r. mianował ks. Jana Schneidera kuratusem w parafii św. Macieja.

Parafia ta w 1853 r. liczyła 3975 katolików, podczas gdy parafia Najświętszej Maryi Panny liczyła na przestrzeni lat 1851-1853 około 1500 katolików.

Po zgonie proboszcza ks. Jonathana Hoffmanna (+18 I 1857 r.) ks. Jan Schneider został administratorem tej parafii. Kiedy ks. dr Franz Lorinser wycofał się w 1858 r. z pracy ojca duchownego w Alumnacie książę biskup H. Förster zamianował go 5 VII 1858 r. – jako starszego od ks. Schneidera kapłana – proboszczem parafii św. Macieja. Ks. J. Schneider został ponownie kuratusem, choć faktycznie to on, a nie ks. dr F. Lorinser troszczył się głównie o sprawy duchowe parafian. Tę zewnętrzną degradację przyjął w duchu posłuszeństwa bez oznak jakiegokolwiek sprzeciwu. ks. dr F. Lorinser był z zamiłowania naukowcem i oddawał się pracom badawczym i literackim.  Ks. F. Lorinser pełnił funkcje proboszcza do dnia 14 XI 1869 r.  W tym dniu książę biskup Henrich Förster zamianował ks. dra F. Lorinsera członkiem Kapituły  Katedralnej i zwolnił go z obowiązków proboszcza parafii św. Macieja. Od dnia 11 XI 1869 r. aż do  śmierci obowiązki proboszcza parafii św. Macieja pełnił ks. Jan Schneider.

Praca w parafii

Jako proboszcz odrestaurował kościół parafialny, odnowił cztery ołtarze, ambonę, tabernakulum i obraz w głównym ołtarzu. Większość remontów wykonywała wrocławska firma Karla Buhla, z którym ks. Jan ustalał prace i podpisywał kontrakty.

Ks. Jan Schneider jako proboszcz parafii św. Macieja administrował kościołem pod wezwaniem Najświętszego Imienia Jezus we Wrocławiu, który w wyniku likwidacji zakonu Jezuitów w 1773 r. i sekularyzacji śląskich klasztorów w 1810 r. przeszedł – wraz z kolegium – pod administrację władz miejskich.  Do 1819 roku był on kościołem uniwersyteckim i gimnazjalnym, a następnie parafialnym św. Macieja.  Ks. Jan Schneider upiększył wnętrze tej świątyni i dokonał w nim również licznych prac remontowych i konserwatorskich.  Prace te rozpoczął w 1872 r.  Przed tymi remontami Kościół Najświętszego Imienia Jezus był – wskutek braku remontów – w żałosnym stanie.

W roku 1869, gdy obejmował funkcję proboszcza, parafia św. Macieja liczyła 5850 katolików. Na jej terytorium były dwa kościoły: kościół gimnazjalny św. Macieja i kościół parafialny Najświętszego Imienia Jezus.  W 1876 r. w parafii pracowało, obok ks. J. Schneidera, pięciu kapłanów.  Ks. Jan Schneider był bardzo pracowitym i energicznym proboszczem.

Jego obowiązki jako proboszcza nie skupiały się tylko na renowacjach i remontach świątyni. Był bardzo aktywnym duszpasterzem inicjującym wiele grup modlitewnych i formacyjnych, organizującym życie duchowe parafii i obejmującym swoją opieką duszpasterską wiele różnorodnych grup istniejących w parafii.

Wydaje się, że tak intensywne życie kapłańskie i duszpasterskie wypełniło całkowicie zajęcia ks. Schneidera, ale to tylko wrażenie, bo przecież w tym samym czasie prowadził i organizował pomoc dla dziewcząt w stowarzyszeniu oraz poświęcał wiele uwagi powstającej z jego inicjatywy nowej wspólnocie zakonnej.

Wypełnianie tak wielu zadań i obowiązków może być możliwe tylko wtedy, gdy odda się siebie i swój czas do całkowitej dyspozycji Bogu, gdy służy się Jemu i nie szuka własnych korzyści.

s. Sybilla Kołtan

Przyjaciel Oblubieńca

Przyjaciel Oblubieńca

Święty Jan Chrzciciel jest jednym z nielicznych świętych, którzy wielokrotnie wspomniani są w Liturgii. W roku kościelnym obchodzimy zarówno jego narodziny – 24 czerwca, jak i męczeńską śmierć – 29 sierpnia. Jest on również obok Maryi jedną z przewodnich postaci w okresie adwentu…

Ewangeliści wspominają historię związaną z jego długo oczekiwanym narodzeniem, której towarzyszyły znaki mocy z wysoka, (Łk 1, 5 – 25. 39 – 40; 57 – 80). Widzimy Jana nad Jordanem pouczającego, udzielającego chrztu nawrócenia i wskazującego na Mesjasza, (Łk 3, 1 – 18; Mt 3, 1 –12; Mk 1, 1 – 8; J 1, 19 – 31). On sam wyznaje, że nim nie jest i określa siebie jako ,,głos wołającego na pustyni”. Jako poprzednik Zbawiciela i ostatni z proroków Starego Testamentu w pełni oddany powierzonej mu misji uczestniczy o objawieniu Trzech Osób Boskich przy chrzcie Jezusa w Jordanie, (Łk 3, 21 – 22; Mt 3, 13 – 17; Mk 1, 9 – 11; J 1, 32 – 34). Jest największym spośród narodzonych z niewiast, jak określił go sam Jezus. Ten prorok jest bardzo pokornym człowiekiem. Choć pochodził z kapłańskiego rodu żyje prosto, radykalnie, ascetycznie. Jako Boży nazirejczyk skromnie się żywi i ubiera. Oddala się na pustynię. Jego styl życia nie wydawał się zbyt pociągający. A jednak ,,ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy”. Kiedy w związku z rozpoczęciem publicznej działalności Jezusa wokół osoby Jana powstają spory i domysły, on nazywa siebie przyjacielem Oblubieńca i zapowiada swoje odejście: ,,Potrzeba aby On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3, 29 – 30).

Postać św. Jana Chrzciciela bardzo bliska jest stanowi życia konsekrowanego. Dzisiaj my jesteśmy znakiem dla świata, o ile żyjemy misją, do której wezwał nas Pan. Przez śluby i życie we wspólnocie ukazujemy , że możliwe jest bycie razem mimo różnic wieku, charakterów, zainteresowań i zdolności. Patrząc na nasze zwyczajne życie w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie podjęte z miłości do Oblubieńca ludzie mogą odnaleźć bliskość Boga w codzienności i otworzyć się na Jego łaski w Kościele, pomimo wielu trudnych doświadczeń. Prorocki wymiar naszego życia pomaga uznać pierwszeństwo Boga w posłuszeństwie jego przykazaniom i nowości Ewangelii. Przez życie w czystości ukazujemy ludziom świeckim wartość wierności w rodzinie, małżeństwie oraz godność każdej osoby ludzkiej. Zycie w ubóstwie natomiast kieruje ludzkie spojrzenie na Boga, źródło wszelkiego dobra. W tym świadectwie życia umacniamy także siebie nawzajem we wspólnotach. Jan Chrzciciel, choć wydaje się samotnikiem, tworzył wspólnotę ze swoimi uczniami. Nie przywiązywał ich jednak do siebie ale odsyłał do Jezusa. Niektórzy z uczniów Jana stali się później Apostołami.

Przyglądając się postaci św. Jana Chrzciciela szczególnie zatrzymuje mnie temat upomnienia. To właśnie upominanie Heroda, zawiść Herodiady i naiwność pomieszana z demoralizacją młodej Salome doprowadzają do śmierci proroka, (Mt 14, 1 – 12; Mk 6, 17 – 29). Upominając innych można czasem zapłacić bardzo wysoką cenę, nawet jeśli robimy to w trosce o dobro wspólne, w trosce o dobro osoby upominanej. Nie tylko Jan upominał władcę, czyniło to wielu proroków. Zazwyczaj upominanie wiązało się z nieprzychylną reakcją adresatów. Wyjątkowo zareagował król Dawid na słowa upomnienia ze strony proroka Natana, gdy po grzechu z Batszebą i zamordowaniu Uriasza Chetyty mieczem Ammonitów usłyszał wyjaśnienie przypowieści o bogaczu zabierającym jedyną owieczkę ubogiemu,  pokutował i podjął trud nawrócenia, ( 2 Sm 12, 1 – 16). Bardzo wiele zależy od serca. Sprawdziły się w obu przypadkach przestrogi Księgi Mądrości: „Nie strofuj szydercy, by cię nie znienawidził, strofuj mądrego, a będzie cię kochał”, (Mdr 9, 8). O upomnieniu braterskim uczy nas sam Jezus podając kolejność podejmowanych działań – najpierw w cztery oczy, później przy świadkach, a ostatecznie przez przełożonych, (Mt 18, 15 – 20). Jak bardzo trzeba pamiętać o tej kolejności w praktykowaniu upominania, które samo w sobie nigdy przyjemne nie jest. Wymaga odwagi i delikatności, pokory i miłości, jasności wypowiedzi, konkretu odnoszenia się do faktów oraz szacunku wobec upominanej osoby. Znamy z katechizmu uczynki miłosierdzia co do ciała i co do duszy. Każdy z nich ma wielką wartość w oczach Boga. Upominać grzesznych to pierwszy z uczynków miłosierdzia wobec duszy – być może najtrudniejszy. Niestety zaniedbywanie go może narażać nas na udział w grzechach cudzych, o których także mówi katechizm, np.: milczeć, widząc cudze grzechy; na grzechy cudze zezwalać; mogąc, nie zapobiegać cudzym grzechom. Kwestię upominania mamy poruszoną i w naszych dokumentach zakonnych.

Pracując z dziećmi i młodzieżą wielokrotnie przekonałam się o wartości upominania z miłością w trosce o wychowanków. Dostrzegam też pewną piękną cechę młodych ludzi, którą często z wiekiem tracimy – otwartość na życzliwe uwagi wychowawcy i zdolność do zmiany. Dzięki temu jaśniej rozumiem słowa Pana Jezusa, w których właśnie dzieci stawia nam za wzór do naśladowania w wierze i zaufaniu wobec Boga, (Mt 18, 3). Wracając do Jana Chrzciciela na koniec nasuwa się jeszcze i to słowo Jezusa: ,,Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on” (Mt 11, 11). Jest w tych słowach nadzieja dla nas…

s. Michaela Musiał

Świadectwo o uzdrowieniu

Świadectwo o uzdrowieniu

Dnia 26.03.2021r. w szpitalu w Gliwicach przyszła na świat nasza córka, Bianka. Na skutek komplikacji okołoporodowych u dziecka stwierdzono ostrą niewydolność krążeniowo – oddechową, zespół aspiracji smółki, zespół DIC, zapadnięte lewe płuco, ciężką zamartwicę urodzeniową. Bianca była reanimowana dwukrotnie: tuż po porodzie oraz w karetce w trakcie przewozu  na oddział intensywnej terapii noworodków do Zabrza. Stan zdrowia dziecka był bardzo poważny, lekarze zrobili wszystko co tylko mogli aby pomóc Biance, i nie byli w stanie nic więcej zrobić. Mówili: „Jesteśmy lekarzami, nie Bogiem. Proszę się modlić”.

Rodzice Bianki, dziadkowie, przyjaciele i inne osoby bliskie modliły się za Biankę. Poprosiliśmy o modlitwę Siostry z Klasztoru w Brzeziu i Bianka została objęta modlitwą
i włączona do Nowenny, do Służebnicy Bożej Siostry Dulcissimy. Dziadkowie pojechali do Brzezia na Jej grób, aby prosić za Jej pośrednictwem o wstawiennictwo do Boga o łaskę zdrowia i życia dla Bianki.

Codzienna modlitwa doprowadziła do tego, że po Wielkanocy Bianka odrzuciła respirator, zaczęła samodzielnie oddychać i rozpoczęła ciężką pracę o swoje życie. Stan dziecka nadal był ciężki, jednak lekarze stwierdzili, że to cud, iż dziecko przeżyło tak poważny stan
i należy dziękować Bogu. Z dnia na dzień stan się poprawiał i po miesiącu Bianeczka wyszła ze szpitala do domu, a my mogliśmy cieszyć się naszym dzieckiem.

Wierzymy, że to wstawiennictwo Siostry Dulcissimy i modlitwy doprowadziły do tego, iż Bianka jest z nami. Dziś cieszymy się naszą córeczką, którą czeka nadal długa droga, aby w pełni powrócić do zdrowia, nie zapominamy jednak o dalszej modlitwie poprzez wstawiennictwo Siostry Dulcissimy.

Prosimy o dalsze modlitwy. Bóg zapłać

Wdzięczni  Rodzice Bianki.

Racibórz, 30 maja 2021 r.

Siostry nauczyły mnie empatii do drugiego człowieka

Siostry nauczyły mnie empatii do drugiego człowieka

Mam na imię Magdalena i mam 35 lat. SIOSTRY MARYI NIEPOKALNEJ towarzyszyły w moim życiu od zawsze.  Już będąc w przedszkolu Siostra uczyła mnie katechezy. Będąc w szkole podstawowej s. Małgorzata prowadziła, taką małą wspólnotę ,,Dzieci Maryi” do której należałam. Pamiętam jak nosiłyśmy wtedy takie niebieskie pelerynki. Było nas około 25 dzieci. Uczestniczyłyśmy aktywnie na Mszach świętych – w okresie Wielkiego Postu prowadziłyśmy Drogę Krzyżową dla dzieci, kiedy był okres różańcowy, w październiku prowadziłyśmy różaniec, a w adwencie chodziłyśmy na roraty. Były to piękne  czasy.  Później, już jako nastolatka przez kilka lat jeździłam na rekolekcje dla dziewczyn do Barda Śląskiego albo Wrocławia, które organizowały Siostry (z niektórymi, które brały udział lub je prowadziły, mam kontakt do dziś). Czas rekolekcji wspominam bardzo dobrze. To był niesamowity czas, czas poznawania nowych osób, czas integracji z Siostrami i z innymi dziewczynami, czas poznawania życia Sióstr. Codzienne Msze święte,  adoracja,  były dla mnie niezwykłe, mogłam zbliżyć się i poznawać miłość Pana Jezusa, adorować Najświętszy Sakrament, napełniać się Bożą obecnością.  Jako nastolatka byłam także wolontariuszką w Zakładzie Opiekuńczo Leczniczym dla dzieci z niedorozwojem psychicznych i fizycznym, który prowadziły Siostry. Podczas odwiedzin dzieci, miałam również możliwość chodzenia do kaplicy aby pomodlić się, czasami modliłam się z Siostrami różaniec, brewiarz. Bardzo chętnie przychodziłam, aby spędzić czas z tymi dziećmi, pobawić się, przytulić, umilić im czas, dać im trochę miłości, której im brakowało, ponieważ często nie mieli oni rodziców, którzy by ich odwiedzali. Okres ten był piękny a zarazem trudny, ponieważ wiele z tych dzieci było bardzo ciężko chorych, ale każde było piękne, bo przecież było dzieckiem Boga.  To właśnie stamtąd, z tego wolontariatu u Sióstr, wzięło się u mnie, moje powołanie do pracy z chorymi ludźmi. Obecnie pracuje  jako opiekun medyczny już 13 lat. Choć nieraz w mojej pracy jest ciężko, daje mi ona wiele satysfakcji ponieważ mogę pomóc drugiemu człowiekowi, który jest w potrzebie, zaopiekować się nim, uśmiechnąć, porozmawiać, zrobić wszystkie czynności pielęgnacyjne, których oni sami, często nie są w stanie zrobić samodzielnie.Tak naprawdę nie doceniamy tego co mamy dopóki sami nie znajdziemy się na miejscu ludzi chorych, po wypadkach czy udarach….  Moje życiowe motto brzmi: ,,Traktuj drugiego człowieka tak jakbyś sam/sama chciał/a być traktowana”, dlatego staram się otaczać troską powierzonych mi ludzi w taki sposób, w jaki sama chciałabym być traktowana, gdybym zachorowała i potrzebowała nieustannej opieki. Bardzo cieszę się, że w moim życiu miałam  możliwość poznania  Sióstr Maryi Niepokalanej. Kiedyś nawet myślałam żeby zostać siostrą zakonną J jednak odkryłam, że moim powołaniem jest życie w małżeństwie. Z perspektywy czasu, widzę, że to wszystko czym ,,nasyciłam się”, jako dziewczynka, później jako nastolatka poprzez uczestnictwo w rekolekcjach, które organizowały Siostry, udział w wolontariacie, emanowało na moje dalsze życie. Siostry bardzo dużo mnie nauczyły, szczególnie cierpliwości i empatii do drugiego człowieka.   Dużo osób zadaje mi takie pytanie: ,,Madzia skąd ty bierzesz swój optymizm,  zawsze jesteś taka uśmiechnięta”. Tak naprawdę, dużo daje mi wiara oraz moja praca jaką wykonuje. Jestem osobą wierzącą i nigdy  nie zmieni się to!! Cieszę się  każdym nowym, danym mi dniem.  MIŁOŚĆ PANA JEST WIELKA! i  nieraz już doświadczyłam Jego obecność w  moim życiu. Czasami narzekamy, że coś nam nie wyszło…że nie mamy czegoś. A czy zastanawiamy się ,, Czy jest, to aż tak ważne? Czy dobra materialne, aż tak się liczą? Czy stanowiska, wykształcenie stanowi o mojej wartości? Jezusa, kiedy brał krzyż na swoje ramiona – nikt nie pytał się  czy chce go  wziąć. On wziął krzyż i umarł potem za nasze grzechy. ON nie narzekał, że Mu ciężko, że Mu źle.  PAMIĘTAJMY o  tym, że to co dla człowieka wydaję się niemożliwe u Boga wszystko jest możliwe.

MAGDA