Problem całego świata?

Problem całego świata?

Jednym ze sposobów komplikowania sobie życia, a zwłaszcza życia ludzi wokół nas, jest przedstawianie naszego problemu jako problemu całego świata. To samo z doświadczeniami. To komplikuje całą sytuację wokół nas. Kiedy mój problem, którym powinienem się zająć, jest przedstawiany jako problem ogólny, wprowadzam w zakłopotanie wszystkich wokół mnie. Tylko dlatego, że nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Przedstawianie mojego problemu jako problemu wszystkich nie jest rozwiązaniem mojego problemu. Unikaj więc takich sytuacji, samemu stawiając czoła naszym problemom z odwagą, aby ułatwić życie ludziom wokół nas.

Don Giorgio

Moje kroki na drodze do jedności

Moje kroki na drodze do jedności

W trakcie wielu naszych przemyśleń na temat „jedności”, jedna rzecz stała się bardzo jasna. Jedność nie jest czymś, co istnieje. Jedność to relacje, które powstają, które mogą wzrastać i pogłębiać się, i z którymi trzeba postępować ostrożnie, aby ich nie utracić (zob. także list s. Sybilli). Dlatego chciałbym się dziś z wami zastanowić nad tym, jak może powstać i pogłębić się jedność.

 

Jedność zaczyna się ode mnie

Jest taka prawda, którą uświadamiamy sobie w trakcie naszego życia – jedni wcześniej, drudzy później, i często jest ona bardzo bolesna: Nie mogę przyrządzać moich bliźnich, tzn. wyginać ich w taki kształt, w jaki chcę, aby byli. Jedynym sposobem na to jest siła, a ta często wymaga gorzkiej zemsty. Historia świata zna liczne tego przykłady, a wielu ludzi może również opowiedzieć o takich doświadczeniach: Rodzice, nauczyciele, duszpasterze. Jest to również ważne spostrzeżenie dla każdej wspólnoty. Nie mogę stworzyć jedności poprzez zmuszanie innych do wspólnego działania za pomocą zasad i przepisów.

Nie mogę zmienić innych. Zmiana może zacząć się tylko od siebie. Tak więc pierwszy krok w kierunku jedności zaczyna się również od mnie samej.

 

Jedność rośnie krok po kroku

Jedną z najbardziej znanych przypowieści Jezusa jest przypowieść o nasionach. Natura potrzebuje dużo czasu, aby rosnąć i przynosić owoce. To, co jest prawdą dla natury, jest również prawdą dla życia ludzi. Oto dwa aktualne przykłady:

– Niemiecka jedność

W kwestii jedności możemy się wiele nauczyć z historii Niemiec. Jednym z tych doświadczeń jest to, że jedność rozwija się powoli. Po okresie demarkacji w ramach „zimnej wojny” w Niemczech nastąpiła polityka zbliżenia między oboma państwami niemieckimi. I to była długa droga, która doprowadziła do zjednoczenia.

– Ekumenizm

Podobne doświadczenia są w dziedzinie ekumenizmu. Również w tym przypadku podjęto wiele wysiłków, aby zbliżyć do siebie te dwa główne wyznania chrześcijańskie.

Przede wszystkim jasne jest, że to zbliżenie odbywa się od dołu. Ludzie poznają się nawzajem, odkrywają piękne strony i mocne strony drugiej osoby i w ten sposób mogą przezwyciężyć podziały i rozłamy.

 

Jedność coś kosztuje

Czy słyszałaś powiedzenie: „Co nic nie kosztuje, jest nic nie warte”? Nie sądzę, żeby to powiedzenie miało aż tak duże znaczenie. To trochę tak, jak z błędną opinią, że lekarstwo musi mieć gorzki smak, jeśli ma pomóc. Ale w przypadku jedności, powiedziałbym, że ma to swoją cenę. Jaka jest cena jedności?

 

Wspomnienia z czasów szkolnych: Niektóre dzieci uczyły się czytania i arytmetyki szybciej, innym zajmowało to więcej czasu. Nasza nauczycielka często miała dużo cierpliwości, aby słabsi nadążali i aby klasa nie była dzielona na dwie grupy.

Doświadczenia podczas wspólnej wędrówki: szybsi w grupie musieli ciągle czekać, abyśmy mogli dotrzeć do celu razem jako grupa.

Cierpliwość, rozwaga, konieczna pokora… to ważne kroki na drodze do jedności.

 

Oddając kawałek siebie

Chciałabym opowiedzieć Wam najpiękniejszą, ale z pewnością też najdroższą cenowo jedność z historią małego solnego ludzika.

Mały solny człowiek podczas swojej wędrówki przez bezkresne pustynie dotarł w końcu do morza. Nigdy wcześniej nie widział morza i był nim zafascynowany. Był pod wrażeniem siły jej fal i czuł emanującą z niej świeżość.

„Dzień dobry!” – powiedział mały solny człowiek. – „Dzień dobry,” odpowiedziało morze. Kim jesteś?” zapytał solny człowiek. – „Ja jestem morzem” – odpowiedziało morze. „Co to znaczy?” – zapytał solny człowiek. „Jeszcze cię nie znam”.  – „Jeśli chcesz Mnie poznać, musisz podejść bliżej”.

Mały solny człowiek zrobił więc krok bliżej, a potem jeszcze jeden krok, i jeszcze jeden, aż stanął jedną nogą w wodzie. I rzeczywiście: nagle poczuł cudowną świeżość morza i jego potęgę. Ale kiedy ponownie wyszedł z wody i spojrzał na swoją stopę, stopy już nie było.

„Co zrobiłeś z moją stopą?” zapytał podekscytowany mały solny człowiek.” Ale morze pozostało spokojne: „Jeśli chcesz mnie poznać, musisz oddać kawałek siebie”.  – „Jeśli chcesz mnie poznać, musisz oddać kawałek siebie” – powtarzał mały solny człowieczek, starając się to dobrze zapamiętać. I znów postawił jedną nogę w morzu, potem drugą, i coraz dalej i dalej wchodził, mając to radosne uczucie, że coraz lepiej poznaje morze.

(z jęz. chińskiego)

Jeśli chcesz mnie poznać, musisz dać coś z siebie … dotyczy to powstawania i wzrostu relacji, dotyczy to również jedności wspólnoty.

Ks. Prałat dr. Stefan Dybowski

 

13.09.2021   Konferencja dla sióstr na dzień skupienia w klasztorze St. Augustinus, Berlin-Lankwitz

Nowenna, tydzień drugi

Nowenna, tydzień drugi

Na Mszy świętej, która za chwilę zostanie odprawiona, kapłan podczas modlitwy kolekty wypowie w imieniu nas wszystkich prośbę do Boga: Niech Twoja łaska zawsze nas uprzedza i stale nam towarzyszy, pobudzając naszą gorliwość do pełnienia dobrych uczynków.

Pierwszym miejscem w życiu każdego z nas, w którym mamy możliwość uczenia się postawy gorliwości i pełnienia dobrych uczynków jest dom rodzinny. Takim też był dom Sługi Bożego księdza Jana Schneidera.

Nasz Ojciec Założyciel przyszedł na świat 11 stycznia 1824 roku w Mieszkowicach na ziemi prudnickiej. Dwa dni później został ochrzczony w miejscowym kościele filialnym św. Jerzego. Otrzymał imiona Jan Jerzy, które nosili jego ojciec i jego dziadek ze strony ojca. Ojciec i matka chrzestna pochodzili z Mieszkowic, dodatkowo miał jeszcze drugą matkę chrzestną pochodzącą z rodzinnej wioski swojej mamy Katarzyny, czyli z Łąki Prudnickiej.

W domu Schneiderów urodziły się po Janie jeszcze dwie siostry, tak więc pięcioosobowa rodzina była środowiskiem, które ukształtowało postawę naszego bohatera, wyczulonego na ludzką biedę i śpieszącego ratować ludzi stojących nad przepaścią zła moralnego.

Dziś na skraju Mieszkowic nie zobaczymy już domu rodzinnego księdza Jana. W tym miejscu moje Zgromadzenie postawiło na cokole białą figurę Matki Bożej Niepokalanej.

Katolicy w Mieszkowicach stanowili mniejszość wyznaniową w stosunku do miejscowych protestantów. Katolicka szkoła podstawowa mieściła się w sąsiedniej miejscowości, w Rudziczce, w której również był kościół parafialny. Tak więc Sługa Boży od 6 roku życia każdego dnia przemierzał dwa i pół kilometra w jedną stronę do szkoły, aż skończył siedem klas. Regularnie służył do Mszy św. w mieszkowickim kościele. Miał marzenie, po ludzku niemożliwe do zrealizowania, chciał służyć Panu Bogu jako kapłan. Wiązało się to ze zdobyciem wykształcenia średniego i wyższego. A na to nie było stać jego rodziców, by posłać syna do szkół.

Opatrzność Boża postawiła na jego drodze szlachetnego proboszcza posługującego w Rudziczce, księdza Antoniego Hoffmanna, któremu leżało na sercu pomaganie dzieciom, aby zdobywały wykształcenie zgodnie z ich zdolnościami i realizowały swoje śmiałe marzenia. Trzem chłopcom w czasie swojego proboszczowania pomógł materialnie w dojściu do święceń kapłańskich. Jednym z nich był Jan Schneider. Proboszcz przekonał jego rodziców, aby posłali syna do Nysy, do Carolinum i zaofiarował pomoc materialną. Była to szkoła średnia z tradycjami, której absolwentami byli między innymi król Polski Michał Korybut Wiśniowiecki, syn króla Jana III – Jakub. Osiem lat edukacji w Nysie upłynęło naszemu Założycielowi na pilnej nauce, doświadczaniu niedostatków materialnych i pełnieniu posługi ministranta w kościele szkolnym pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Jan nie miał zegarka i na wyczucie budził się w nocy, aby punktualnie o godz. 5.00 stanąć u stóp ołtarza i służyć księdzu Dyrektorowi Carolinum do Mszy św. Nie jeden raz stał nocą  po kilka godzin przy zamkniętych drzwiach kościelnych a miejski strażnik nocny odsyłał go słowami: idź jeszcze do domu, bo jest dopiero godzina pierwsza w nocy. Za posługę ministranta otrzymywał rocznie 1 talara, który był w tym czasie dla robotnika rolnego zapłatą za jeden tydzień pracy.

Do egzaminu dojrzałości przystąpił w 1845 roku. Na świadectwie maturalnym zapisano, że  Jan Schneider wszystkim przedmiotom oddawał się z wielką pilnością, a w tym, co robił, zaobserwować można było punktualność, zamiłowanie do porządku i staranność. Oceny celujące otrzymał z religii i matematyki. Niestety jego matka, nie mogła cieszyć się sukcesami syna, bowiem rok wcześniej odeszła do Domu Ojca.

Jan Schneider ze świadectwem dojrzałości w ręku wyruszył do Wrocławia.

 

W chwili refleksji postawmy sobie pytania:

Co zostało z moich młodzieńczych marzeń? Kto wspierał mnie w realizacji szlachetnych pragnień?

S.M. Elżbieta Cińcio

Moja opinia o innych

Moja opinia o innych

Opinia osób wokół nas ma na nas ogromny wpływ i prowadzi do powstawania uprzedzeń wobec innych. To, co musimy wyćwiczyć w sobie, to używanie opinii jako narzędzi do naszej dyspozycji, a nie jako okularów, przez które widzimy drugą osobę. Jeśli używamy opinii innych jako okularów, możemy stracić możliwość spojrzenia na drugą osobę z własnej perspektywy. Tracimy swoją wolność i stajemy się uwarunkowani. Dlatego trenuj siebie, aby używać opinii o innych jako uzupełniających lub dodatkowych i nie pozwalać im zastąpić twojego bezpośredniego i otwartego doświadczenia z tą osobą.

Don Giorgio

Dziewięć wtorków

Dziewięć wtorków

07 grudnia 2021 roku mija 145. lat od śmierci naszego ks. Założyciela sługi Bożego ks. Jana Schneidera.

Wrocław żegnał kapłana – serdecznie oddanego Kościołowi, miastu, parafianom, siostrom …ludziom. Ksiądz Jan „był jak ogień, który grzał płomieniem młodości, spalając się w pracy duszpasterskiej, w pracy dla dzieł charytatywnych i w tworzeniu nowego Zgromadzenia. Nigdy nie korzystał z żadnego wypoczynku, dwukrotnie był zmuszony wziąć urlopu dla podratowania zdrowia” wspomina ks. Władysław Bochnak. Ksiądz Jan, nazywany apostołem miłosierdzia, nie liczył czasu dla potrzebujących, był zapalonym wikariuszem w pełni obecnym, w posłudze dla wiernych parafii Najświętszej Maryi Panny na Piasku we Wrocławiu.  Jako proboszcz mocno zaangażowany w życie powierzonej mu parafii św. Macieja,  podejmował wiele aktywności społecznych i charytatywnych a równocześnie tworzył i czuwał nad powstającym nowym zgromadzeniem zakonnym.  Intensywna aktywność dla dobra tak wielu dusz, w tak wielu przestrzeniach duszpasterskich spowodowała przedwczesne wyczerpanie organizmu, na skutek czego zmarł mając 53. lata. Jego śmierć poruszyła wielu. Arcybiskup Henryk Forster mówił o nim, że: „ Był on wielką ozdobą duszpasterzy na Śląsku, a to, ze względu na niezwykłą gorliwość, siłę woli i głębokie życie wewnętrzne.”

Nabożeństwo żałobne zostało odprawione we wrocławskim kościele pod wezwaniem świętego Macieja przez księdza Roberta Spiske – założyciela sióstr jadwiżanek. Homilie wygłosił proboszcz parafii Świętego Michała we Wrocławiu, ksiądz Gustav Haucke, który zwrócił się do zmarłego kapłana:

„Drogi Zmarły Bracie, wyjdź z tego Twojego kochanego kościoła, który tak lubiłeś odnawiać i przyozdabiać! Wyjdź w towarzystwie Twojej trzody i Twoich braci kapłanów i odejdź na miejsce pokoju, do domu, którego nikt Ci nie odbierze. (…). Pójdą za Tobą łzy wdzięczności i modły błagalne Twojej parafii, Twoich krewnych i Twoich podopiecznych, pójdzie memento Twych współbraci (…), pójdą Twoje dobre uczynki i zasługi, za które nich Ci wynagrodzi nasz Pan i Sędzia, Jezus Chrystus, radością i szczęśliwością w niebie”.

Sługa Boży, Ks. Jan Schneider zmarł w 53. roku życia, 7 grudnia 1876 roku we Wrocławiu, w wigilię święta Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

Jako duchowe córki Księdza Jana w pierwszy wtorek każdego miesiąca, modlimy się we wszystkich wspólnotach zakonnych o dar beatyfikacji naszego Założyciela.  W tym roku za sugestią Przełożonej Prowincjalnej Prowincji Polskiej Zgromadzenia s.M. Magdaleny Zabłotnej, rozpoczęłyśmy 05 października nowennę dziewięciu wtorków przy Założycielu. Cotygodniowa modlitwa połączona z konferencją s. Elżbiety Cińcio, pozwoli uczestnikom nabożeństwa poznać etapy życia sługi Bożego. Nasze siostry, które gromadzą się w kościele na Piasku z różnych placówek modlą się wraz z wiernymi najpierw na adoracji połączonej z modlitwą różańcową. Wystąpienie s. Elżbiety ma miejsce przed  przed Mszą św. o 18.00, tym razem siostra przedstawiła sylwetki rodziców ks. Jana – Katarzyny i Jerzego Jana i wprowadziła słuchaczy w atmosferę rodzinnego domu małego Janka. Eucharystia sprawowana w intencji o beatyfikacje ks. Założyciela staje się także dziękczynieniem i wyjątkowym wołaniem naszego Zgromadzenia o duchowe dobro dla każdej z nas osobiście i całej Kongregacji.

Nowenna dziewięciu wtorków już wystartowała. Nasz klasztor w Raciborzu Brzeziu znalazł się wraz z klasztorem w Raciborzu i Pyskowicach jako rozpoczynający to nowennowe pielgrzymowanie. Każdy kolejny wtorek liturgie przygotowują kolejne wyznaczone domy i tym sposobem wszystkie siostry mogą tworzyć duchowy bukiet serdecznej modlitwy zanoszony Bogu z miejsca spoczynku naszego Ojca Założyciela.

s. M. Małgorzata Cur